Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

…a gdyby tak zwiedzić cały świat..: Spitsbergen – lodowa pustelnia

Autor:
Piotr Barański

Piotr Barański na co dzień zajmuje się zarządzaniem działu produkcji w firmie Consultronix, a każdą wolną chwilę stara się poświęcić na odkrywanie kolejnych ciekawych zakątków świata. Ma wielki apetyt na nowe kierunki. W podróżowaniu nie lubi dwóch rzeczy – zwiedzania dwa razy tych samych miejsc oraz foteli w klasie ekonomicznej (jak sam przyznaje rozwiązanie tego pierwszego problemu wydaje się proste, natomiast ograniczone miejsce na nogi pozostanie zapewne integralną częścią podróżowania jeszcze przez pewien czas).

Spitsbergen – jedna z tych destynacji, które zawsze będę wspominał. Cztery intensywne dni, zastrzyk adrenaliny i uczucie spełnienia.

Największa wyspa archipelagu Svalbard, a zarazem całej Norwegii, to kraina śniegu i ojczyzna niedźwiedzi polarnych. Celem naszej podróży, jak i bazą wypadową była stolica regionu – Longyearbyen. Miasto położone 1300 kilometrów od bieguna północnego zamieszkuje około 1800 osób, co stanowi większą część ogółu mieszkańców wyspy. Właśnie tam, w połowie kwietnia wylądowaliśmy wraz z grupą przyjaciół. Na miejscu przywitał nas 15-stopniowy mróz.

W pierwszej chwili naszą uwagę zwróciły nietypowe znaki drogowe: „Uwaga niedźwiedzie!″ czy „Zakaz wjazdu skuterem śnieżnym″, który jest praktycznie najpowszechniejszym środkiem transportu wśród mieszkańców wyspy. Integralną częścią krajobrazu są typowe, drewniane słupy od dawna niedziałającego systemu kolei linowej, kiedyś służącej do transportu węgla. To właśnie one zainspirowały nas do zwiedzenia pozostałości opuszczonej kopalni. Tego typu obiektów jest co najmniej kilka w okolicach miasta. Kopalnię zwiedza się na własną rękę – oficjalnie nie jest to dozwolone ze względów bezpieczeństwa. Moja rada – warto mieć ze sobą latarkę.

Kolejnym etapem wyprawy była psiarnia, znajdująca się około 10 kilometrów na wschód od stolicy regionu. Na miejscu, właściciele – Einar i Anna, zapoznali nas z Husky z ich hodowli. Przygotowaliśmy wspólnie psy i sanie oraz przeszliśmy uproszczony kurs jazdy zaprzęgiem. Najważniejsza zasada brzmi: „nie spadnij z sań, bo one się nie zatrzymają″. Wyhamowanie psiego zaprzęgu to niełatwa sprawa. Nasi norwescy przewodnicy okazali się prawdziwymi pasjonatami życia na północy. Tak bardzo przypadli nam do gustu, że daliśmy się im namówić na wycieczkę do lodowej jaskini.

Ostatnia doba dzieliła się na 22 godziny dnia i 2 godziny dość jasnej nocy. Za 3 dni miał rozpocząć się dzień polarny. Punkt kulminacyjny wycieczki. O świcie poszliśmy do „centrum miasta″ spotkać się z Gerdem, naszym przewodnikiem podczas wyprawy skuterami śnieżnymi. Mieliśmy do wyboru dwa warianty albo opuszczona post radziecka wioska albo wschodnie wybrzeże i szansa na spotkanie niedźwiedzia.Ruszamy na wschód. Nie da się opisać widoków i towarzyszących temu doznań. Lodowe pustynie, wszechogarniająca biel, góry i bezkresne połacie śniegu. Fenomen. Piękne a zarazem przerażające. Jazda po rozpadlinie umierającego lodowca to wrażenie porównywalne ze zwiedzaniem opuszczonego miasta. Lunch u podnóża lodowego jęzora, podwieczorek na zamarzniętej zatoce. Każda przerwa uzupełniona była fascynującymi historiami opowiadanymi przez przewodnika. Byliśmy w podróży już około 10 godzin. Wszyscy byli wyczerpani, ale jednocześnie zachwyceni. Mróz już na nikim nie robił wrażenia – to po prostu część krajobrazu. Na horyzoncie rysowała się nasza osada. Wybił 267 kilometr wycieczki. Ostatni punkt dzisiejszego dnia to kolacja w jednej z lokalnych restauracji. Podczas posiłku mało rozmawialiśmy, każdy wewnętrznie przeżywał ten niezapomniany dzień. Około 1 w nocy położyłem się do łóżka w hotelu, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był domem dla pracujących tu górników. Teraz został zaadoptowany na potrzeby turystów. Pokoje są maleńkie ale czyste i klimatyczne. Do dyspozycji pensjonariuszy są wspólne łazienki i kuchnie, po jednej na piętro. Biorąc pod uwagę lokalne ceny gotowanie posiłków jest całkiem dobrym pomysłem. Za oknem ciągle jasno.

Polecam wyprawę na Spitzbergen miłośnikom przygód. Osobom, które nie boją się trudnych warunków, niskich temperatur i dużego wysiłku fizycznego.

Autorzy
Piotr Barański

Consultronix S.A.