Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Calendarium Sacrorum

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Wielce Szanowni Państwo! Czytając ukaz o dniach wolnych od pracy przypomniałem sobie, że w cesarskim Imperium Romanum obchodzono około 150 dni świątecznych rocznie! Tych czysto rzymskich było niewiele, ale w ramach poprawności politycznej fetowano święta ludów podbitych. Do tego trzeba doliczyć tryumfy odprawiane przez wodzów, ludy owe podbijających, tudzież igrzyska i uczty wyprawiane przez obywateli mających aspiracje polityczne, czyli latyńską kiełbasę wyborczą. Nasuwa się pytanie, kto za to wszystko płacił? Cóż, za zaszczyt dopisania świąt do imperialnego kalendarza płaciły, rzecz jasna, ludy podbite. Moim skromnym zdaniem, na historię Rzymu należy spojrzeć przez pryzmat pozyskiwania środków na imprezy. Oceńcie sami: zaczęło się od Kartaginy (264 – 146 r. p.n.e.). Zgoda, trwało to nieco przydługo, ale brakowało jeszcze wprawy, no i gra szła o cały zachodni basen Morza Śródziemnego! Gdy Kartagina już została przeżuta i strawiona – a wystarczyły na to zaledwie trzy pokolenia – przyszła kolej na kontynentalną Grecję, którą złupiono i splądrowano dokumentnie. Niejaki Lucius Cornelius Sulla posunął się aż do ograbienia wyroczni Apollina w Delfach z darów wotywnych (88 r. p.n.e.), co nawet w oczach Rzymian było ewidentnym świętokradztwem. Tyle, że nikt nie miał mu tego za złe! Przebąkiwano tylko coś tam o nieprawidłowościach przy podziale łupów, ale malkontenci ucichli kiedy Sulla został dyktatorem. A wsparli go w tym dziele dwaj kumple: Gneaus Pompeius Magnus i Marcus Licinius Crassus – ten sam, który po powstaniu Spartakusa przyozdobił Via Appia ukrzyżowanymi niewolnikami. Był on też najbogatszym człowiekiem w Republice, a dorobił się na deweloperce, lichwie i pożarnictwie. Tak, tak! Założył mianowicie prywatną straż ogniową. Kiedy wybuchał pożar zjawiał się na czele swoich strażaków, którzy nie przystępowali do gaszenia, póki właściciel nie odsprzedał mu nieruchomości i działki za bezcen. Nic dziwnego, że Marek Licyniusz zrobił błyskotliwą karierę polityczną – było go stać! Zostawszy po raz drugi konsulem załatwił sobie namiestnictwo Syrii i wyprawił się po jeszcze więcej kasy do kraju Partów. Ci jednak, barbary, okazali kompletny brak szacunku dla uroków rzymskiego stylu życia i wyciąwszy legiony w pień, napoili go roztopionym złotem (w 53 r. p.n.e.). Cóż, à la guerre comme à la guerre. Kumplem Pompejusza i Krassusa z kolei był wszystkim znany Gaius Iulius Caesar, który zadłużył się u tego ostatniego po uszy by zostać konsulem i jako prokonsul móc najechać Galów (58 – 50 r. p.n.e.). Ówczesna Galia obfitowała w złoża złota, toteż niebawem Cezar odzyskał płynność finansową, zaś do Rzymu popłynęła rzeka pieniędzy na igrzyska. Niedługo potem jego przybrany syn Gaius Iulius Caesar Octavianus podbił Egipt (w 31 r. p.n.e.), bodaj najzasobniejszy wówczas kraj świata, za co słusznie przyjął skromny tytuł Imperator Cezar Wspaniały syn Boga (Imperator Caesar Divi filius Augustus). Ale nawet skarbów Egiptu nie starczyło na długo! Toteż Marcus Ulpius Trajan po prostu musiał wyprawić się na Daków (w 106 r. n.e.), o których powiadano, że ich król Decebal siedzi na górze złota i nie wie co z nim robić. Trajan natomiast pomysłów miał mnóstwo! Oprócz Dacji podbił również Partów, przyłączając do Rzymu Armenię i Mezopotamię. I na tym się skończyło, nie było już kogo podbijać i Imperium zaczęło schodzić na psy. Tak było, Moiściewy! Zawracam Wam głowy, bo wszystko dokładnie porachowałem: soboty, niedziele, 14 dni świątecznych od Najjaśniejszej i 26 dni urlopu daje circa 140 wolnych dni rocznie. Wynik niemal imperialny! I zastanawiam się teraz kogo, u diaska, przyjdzie nam podbić? Życzę Państwu Wesołych Świąt i beztroskich dni wolnych! Z.M.

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix