Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Chlubne początki polskiej kardiochirurgii

Autor:
Janusz Skalski, prof.

Do XIX stulecia powszechnie sądzono, że serce nie nadaje się do wszelkich manipulacji chirurgicznych. Wszakże nakłuwano worek osierdziowy dla odbarczenia wysięku w worku osierdziowym w przebiegu procesów zapalnych czy to urazie, ale odsłonięcia serca żaden chirurg nie śmiał ryzykować. Nakłucie osierdzia stosował Jean Baptiste Sénac w połowie XVIII wieku (we Francji), a nieco później Jean Dominique Larrey, lekarz armii napoleońskiej, który w 1812 roku przedstawił opis 7 przypadków groźnych ran klatki piersiowej (do worka osierdziowego), które leczył operacyjnie otwierając i zaopatrując ranę drążącą do serca. Czterech pacjentów Larreya przeżyło…

O nieufności chirurgów do rękoczynów w okolicy serca miały niejako świadczyć słowa wypowiedziane przez słynnego XIX wiecznego chirurga z Wiednia, Teodora Billrotha (1829-1894), który wedle przekazów miał powiedzieć: „chirurg, któryby kiedyś próbował zszyć ranę serca, może być pewny, że na zawsze utraci szacunek kolegów…”

Historia pierwszych operacji zszywania zranionego serca rozpoczęła się u schyłku XIX wieku. Po kilku mniej lub bardziej udanych próbach, 9 września 1896 roku, niemiecki chirurg Ludwik Rehn (1849-1930), ordynator chirurgii we Frankfurcie nad Menem, dokonał zakończonego sukcesem zaopatrzenia rany kłutej serca zadanej nożem w bójce (pacjentem był młody pomocnik ogrodnika – Wilhelm Justus).

Ostatnie lata XIX wieku przynoszą także kilka pierwszych polskich doniesień na temat ran serca. Pisali o tym fascynującym zagadnieniu: Rydygier, Pisarzewski, Niedzielski. Były to opracowania poglądowe oparte o doświadczenia innych. U schyłku XIX wieku nastąpił wreszcie moment pierwszej odważnej próby na ziemiach polskich. Miała bowiem i Polska swój godny udział w dziejach pierwszych operacji zszywania serca, a zatem w początkach światowej kardiochirurgii.

W dniu 6 grudnia 1898 roku pierwsze chirurgiczne zaopatrzenie kłutej rany serca przeprowadził Witold Horodyński – w klinice chirurgicznej u prof. Juliana Kosińskiego w Szpitalu św. Ducha w Warszawie, przy czym niestety jego pacjentka zmarła w 22 dniu po operacji. W 3 miesiące później (3.03.1897) i znowu po kolejnych 5 tygodniach, jego kolega Wacław Maliszewski (1862-1910) – również bez pomyślnego rezultatu operował dwóch mężczyzn z ranami kłutymi serca. Horodyński i Maliszewski opisawszy swoje doświadczenia, są autorami pierwszej polskiej pracy na temat leczenia operacyjnego ran serca (1899). W tym samym szpitalu, w 1902 roku taką operację przeprowadza Jan Borzymowski, a w 1904 roku publikuje swoją pracę o zszyciu ran serca u trzech pacjentów. Jeden z nich, operowany w 1903, przeżył i został całkowicie wyleczony.

Z uznaniem należy jeszcze dodać, że 25 marca 1900 roku Ignacy Watten przeprowadził w Oddziale Chirurgicznym Szpitala Fabrycznego w Łodzi operację zszycia rany kłutej serca u 23. letniego mężczyzny z pomyślnym wynikiem. Rana była niewielka, dotyczyła ściany prawej komory serca, i chociaż chirurg ocenił jej długość na ok. 2 cm, to nie był w stanie ocenić czy rana w ogóle przechodziła przez pełną grubość mięśnia. Był to 13. w historii chirurgii światowej przypadek zszycia rany serca, szósty pomyślnego przebiegu leczenia. Ze względu na to, że rana serca nie była pełnościenna, wyczyn Wattena rzadziej wymienia się jako pierwsze w Polsce udane zszycie rany serca.

Jan Borzymowski to postać niezwykła, człowiek, który swoją udaną operacją serca już w 1903 roku udowodnił, że i Polsce można uratować chorego z raną serca.

Urodził się w grudniu 1869 roku w Ostrogu nad Horyniem. Syn Antoniego i Antoniny z Olszewskich, ojciec był rejentem. Wychowany był w tradycji patriotycznej, rodzina w przeszłości dała mocne świadectwa umiłowania ojczyzny – dwaj bracia matki zostali za udział w powstaniu styczniowym zamordowani przez Kozaków w 1864 roku (rozerwani żywcem końmi na rynku w Ostrogu), matka zasłynęła z bezprzykładnej pomocy powstańcom. Ukończył gimnazjum w Równem. Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego ukończył w roku 1893. Bezpośrednio po zdobyciu dyplomu lekarza podjął pracę w Szpitalu św. Ducha w Warszawie, początkowo u boku znamienitego internisty Józefa Pawińskiego, szybko osiadł na oddziale chirurgicznym, gdzie pracował przez kolejne 14 lat. Zatem łatwo policzyć, że w chwili przeprowadzania swych pierwszych operacji serca był 33- 34. latkiem. Doświadczenie w praktyce chirurgicznej miał zatem skromne i tym bardziej należy się mu dziś podziw i nasz szacunek.

Był nie tylko odważnym chirurgiem, ale i społecznikiem, patriotą pomagającym polskim dysydentom i organizującym polskie stowarzyszenia, przy tym świetnym organizatorem. W roku 1904 organizował Związek Lekarzy Polskich o politycznym profilu. W 1905 roku zostaje za to aresztowany przez władze carskie w Warszawie i bezterminowo relegowany za granicę z rozkazu gubernatora Skałona. Po powrocie do Warszawy był przez 4 lata lekarzem naczelnym Warszawskiego Pogotowia Ratunkowego. Po wybuchu I Wojny Światowej, w latach 1914- 1915, prowadzi oddział chirurgiczny na 200 łóżek w warszawskim Lazarecie Miejskim – dla rannych żołnierzy. U schyłku wojny, w 1918 roku współorganizował Towarzystwo Sanitariusz Polski (był prezesem i kierownikiem tego towarzystwa do końca jego istnienia), będące pierwowzorem Polskiego Czerwonego Krzyża. Po ukonstytuowaniu się PCK został uhonorowany stanowiskiem członka Komitetu Głównego. W 1920 roku Minister Zdrowia powołał go do Komitetu Walki z durem plamistym w Polsce. W tym samym roku Borzymowski zorganizował Towarzystwo Przyjaciół Polskich Korpusów Kadetów i przez okres pięciu lat był prezesem i kierownikiem tego Towarzystwa.

W okresie międzywojennym praktykował prywatnie jako chirurg w Warszawie, ciesząc się zresztą powszechnym uznaniem i szacunkiem. Przed wybuchem II Wojny Światowej, podupadając na zdrowiu osiadł w majątku rodzinnym w Kobylinie, pow. ciechanowski, gdzie zmarł 31. stycznia 1941 roku i został pochowany w pobliskiej wsi Pałuki.

Borzymowski wydał drukiem łącznie 11 prac naukowych. O doświadczeniach, zarówno własnych, jak i kolegów z którymi współpracował (Horodyńskiego i Maliszewskiego) pisał w swych raportach naukowych opublikowanych w roku 1904. Po nieudanych próbach Horodyńskiego i Maliszewskiego przeprowadził kolejną taką operację, na tej samej, co oni sali operacyjnej w Szpitalu św. Ducha w Warszawie, 23 kwietnia 1902 roku (pacjent nie przeżył), zaś w 1904 roku donosił już o trzech przypadkach, z których jeden (operacja przeprowadzona 28.02.1903) zakończył się pełnym sukcesem.

W chwili przyjęcia do szpitala pacjent, zraniony w bójce, był nieprzytomny, w skrajnie ciężkim stanie. Rozległa kłutocięta rana w okolicy nadbrzusza, drążyła do serca. Chirurg przeciął dolną część mostka i osierdzie, po czym uwidocznił serce. Dalszy przebieg operacji relacjonuje następująco:

W górnej części przedniej powierzchni serca wyczułem nierówność i nałożyłem w tem miejscu na ciemno jeden i drugi szew węzełkowy jedwabny. Krwawienie jednak nic nie zmniejszało się, wobec tego zacząłem szukać rany w innem miejscu i uniosłem szczypcami Kochera wierzchołek serca, lecz tam rany nie znalazłem, a miejsce, ujęte szczypcami zaczęło krwawić, nałożyłem więc znowu jeden szew w okolicy wierzchołka na krwawiące miejsce i powróciłem do poprzedniej okolicy serca, a przyciągnąwszy bliżej serce stwierdziłem okiem razem z kolegami asystującymi poprzeczną ranę 1-11 cm długości, umiejscowioną na centymetr wyżej ponad nałożonymi nasamprzód dwoma szwami. Rana ta krwawiła rytmicznie grubym krótkim ciemnym strumieniem przy skurczach serca. Nałożyłem na nią pod kontrolą oka 4 szwy ciągłe z jedwabiu….

Poszkodowany przeżył operację, przebywał w szpitalu prawie pół roku, przebieg był ciężki i kilkakrotnie wydawało się, że chory zginie. Wyzdrowiał jednak i został wypisany w dobrej kondycji. Anegdotycznie nieco brzmi raport o dalszej historii uratowanego pacjenta, 19. letniego Bolesława Kozubowicza:

W kilka tygodni po wypisaniu ze szpitala, chory został aresztowany i wtrącony do więzienia za nową bójkę nożową; świadczy to o powrocie zdolności «do pracy» u naszego pacyenta. W parę miesięcy potem odwiedzał go w więzieniu kol. Puryc (właśc. Maks Puryz – przyp.) i stwierdził znakomity wygląd chorego, który znacznie utył, nie miał najmniejszej duszności przy tętnie 80 na minutę.

W następnych latach (1908-1914) nie tylko Borzymowski, ale także jego koledzy przeprowadzili kilka podobnych operacji zszycia uszkodzonego serca. Borzymowski sformułował nawet swoją oryginalną koncepcję postępowania w przypadku zranienia serca, której wyrazem były zaproponowany nowe zasady postępowania. Najważniejsze elementy, które można wyłuskać z przedstawionych „zasad” – to omijanie rany pierwotnej przy przeprowadzaniu cięcia skórnego, przepłukanie jamy osierdziowej solą fizjologiczną, obszycie okolicy rany serca osierdziem i pozostawienie sączków. Zdawałoby się, że zasady oczywiste, nie budzące emocji i mało odkrywcze. Ale nie w owym czasie, kiedy chirurg dysponował aseptyką i sprawną ręką, ale nie dysponował antybiotykiem!

Cztery lata później, 6 czerwca 1908 roku Borzymowski ponownie wykazał się swoim talentem chirurgicznym. Zszył 2 głębokie rany drążące do prawej komory serca u 16. letniego chłopca. Raport dotyczący tego zdarzenia zamieścił na łamach Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego. Operacja wykonana została bez znieczulenia chloroformowego. Po wycięciu chrząstki 5 żebra po stronie lewej, wycięciu lewego obrysu mostka od 3-5 żebra i chrząstki 3 i 4 żebra, rany serca zszył pięcioma szwami jedwabnymi, obszył osierdziem obie rany serca. Część osierdzia została zszyta ze skórą, pod sercem pozostawiono 2 paski gazy jodoformowej. Przebieg pooperacyjny powikłany był wystąpieniem niegroźnej odmy podskórnej na twarzy i szyi, jednak przebieg był bezgorączkowy, bez powikłań płucnych. Chory w trzy tygodnie po operacji zaczął chodzić, rehabilitował się sprawnie, po 6 tygodniach od operacji usunięto spod serca setony.

W tym miejscu przytoczę interesujący ciąg dalszy z wiązany z tą, na owe czasy, niecodzienną operacją. W styczniu 1961 roku do Akademii Medycznej w Warszawie wpłynął list, który przykazano do Zakładu Historii Medycyny. List przetłumaczony przez doktora Brunona Neumana, cytuję in extenso:

Akademia Nauk Medycznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w Warszawie

Szanowni Towarzysze!

Pozwalam sobie zwrócić do Was w następującej sprawie, która, być może, Was zainteresuje. Piszę po rosyjsku i przypuszczam, że przetłumaczenie na język polski, który znałem, lecz zapomniałem, nie nastręczy żadnych trudności. 26 czerwca 1958 r. napisałem do prezydenta Akademii Nauk Medycznych ZSRR, A.N. Bakulewa list, który przytaczam niemal dosłownie:

Szanowny Aleksandrze Nikołajewiczu!

Niejednokrotnie czytałem i słyszałem o wykonywanych w ostatnich czasach operacjach serca, w których Wy sami posiadacie duże zasługi. W związku z tym przyszło mi na myśl, aby podzielić się z Wami niektórymi wiadomościami, które być może, uzupełnią historię operacji serca i zainteresują naukowców pracujących w tej dziedzinie. Informacje dotyczą mej osoby.

Ostatnio, 6 czerwca 1958 r. upłynęło 50 lat od dnia, w którym wykonano mi podobną operację. W dniu tym zabrała mnie karetka Pogotowia Ratunkowego w Warszawie i przewiozła do Szpitala św. Ducha (na ul. Elektoralnej) z ranami serca zadanymi nożem (na karcie przy łóżku wypisano Vulnera cordis). Operację wykonano natychmiast bez narkozy, wycięto żebra, nałożono szwy itp. Operację wykonał starszy wiekiem chirurg Jan Borzymowski (Niech będzie błogosławione jego imię!)*. W szpitalu leżałem 3 miesiące, przy opatrunkach wyciągali spod serca powoli tampon. Do wyjazdu z Warszawy w r. 1909 komunikowałem się ze swym zbawcą; referował on tę operację pokazując chorego w Warszawskim Towarzystwie Lekarskim (ul. Niecała 7). Po moim wyjeździe do Rosji kontakt ten został przerwany.

Od tego czasu minęło ponad 50 lat. Chociaż z resekcją żeber i prawie otwartym tętniącym sercem żyje się trochę nieporęcznie i bojaźliwie, nie mogę twierdzić, żeby ta okoliczność bardzo mi przeszkadzała w życiu. W pierwszym roku po operacji, mieszkając już w Odessie, chorowałem przez pewien czas (serce jakby się usadawiało w nowej pozycji – pół leżącej). Potem wszystko się ułożyło, chociaż życie moje nie było łatwe: długi staż roboczy, odpowiedzialna praca partyjna, również w konspiracji, wytężona praca podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w zakresie ewakuacji, częste przemówienia, wykłady. W swoim czasie założyłem rodzinę, uczyłem się śpiewu i często śpiewałem (do ostatnich czasów). Chorowałem oczywiście też w swoim życiu, jednak lekarze nie znajdywali poważniejszej choroby serca. Obecnie cierpię oczywiście na choroby związane z wiekiem, ale jak na swoje lata (67) czuję się zadowalająco. Chodzę dość swobodnie, prosto i po schodach. Tylko pisanie nastręcza mi trudności, dlatego też używam maszyny do pisania, na której piszę bardzo biegle. Urodziłem się w Moskwie, od pierwszych lat rewolucji należę do partii (KPZR), obecnie jestem emerytem. Informacje te nie mają niczego więcej na celu, jak tylko chęć dodania szczegółu naukowego. Jeśli to posiada jakieś znaczenie naukowe, to mógłbym przedstawić dane uzupełniające, jakieś dawne potwierdzenia, wreszcie – samego siebie.

Początkowo chciałem napisać do Warszawy – być może informacje te zainteresowałyby polskich przyjaciół ze względu na jakieś pierwszeństwo w zakresie operacji serca, jednak doszedłem do wniosku, że nasza Akademia Nauk Medycznych ZSRR sama zadecyduje w interesie nauki, co i gdzie należy. Mój moskiewski adres: Moskwa D 40 Leningradzki Prospekt n. 14 m. 116, Kantor Josif Charitonowicz.

Od wysłania cytowanego listu upłynęło dużo czasu. Żadnej odpowiedzi z Akademii Nauk Medycznych ZSRR nie otrzymałem. Być może, że list mój w ogóle nie doszedł do akademika A. N. Bakulewa, lecz dostał się do rąk kancelisty, który nie nadał opisanemu przeze mnie faktowi żadnego znaczenia. Być może, że fakt ten posiada znaczenie tylko dla lekarzy polskich; nie jest wyłączone, że fakt ten nie ma w ogóle żadnego znaczenia naukowohistorycznego, nie chcą się tą sprawą zajmować.

W każdym bądź razie proszę o odpowiedź, może za pośrednictwem ambasady, czy list ten doszedł i jaka instytucja go otrzymała; czy jest coś wiadomo o losie chirurga Jana Borzymowskiego lub jego rodzinie i uczniach. W Szpitalu św. Ducha pracowali wtedy jeszcze chirurdzy Kalinowski i Skabowski. Borzymowski mieszkał wtedy przy ul. Złotej 14. Czego jeszcze mógłbym się w tej sprawie dowiedzieć? Ponieważ Polska Ludowa jest państwem zaprzyjaźnionym i socjalistycznym, to nie będę tego ukrywał, chętnie bym skorzystał z możliwości odwiedzenia Warszawy. Jeżeli byłoby to potrzebne i jeżeli bym uzyskał pomoc w tej sprawie, chciałbym obejrzeć te miejsca, gdzie spędziłem swą młodość i gdzie przeszedłem tak duży wstrząs. Obecnie mam już 70 lat. Zjawiły się związane z wiekiem objawy sklerotyczne, ale serce działa. Niezapomniany Jan Borzymowski i jego asystenci i tutaj dali dowód godności medycyny polskiej. Zeszyli po mistrzowsku serce przed 50 laty, kiedy o operacjach takich prawie się nie słyszało…

Kantor Josif Charitonowicz

Autor listu zmarł w 1967 roku, nie doczekawszy się odpowiedzi od medycznych instytucji naukowych zarówno sowieckich jak i polskich. Zacytowany list jest chyba najlepszym komentarzem niezwykłości sukcesu chirurgicznego naszego rodaka, a nie był to jego pierwszy sukces, acz kolejny!

Udana operacja Borzymowskiego wykonana w 1903 roku była jednym z pierwszych w świecie pomyślnie przeprowadzonym zszyciem serca. Ludwig Rehn doczekał się laurów całego świata medycznego i nie tylko medycznego. Operacja Borzymowskiego skryła się w cieniu dziejów medycyny polskiej, ba, nie wspominając o światowej. Niewiele chyba brakło, aby pacjent Borzymowskiego, młody rosyjski Żyd, później dygnitarz Rosji Sowieckiej, znany zapewne władzom centralnym KPZR, jeszcze do tego dość znany sowiecki śpiewak operowy, mógł przyczynić się do rozsławienia imienia skromnego chirurga z Warszawy. Łatwo się domyśleć, że patriotyczna przeszłość Borzymowskiego uniemożliwiała, aby władze sowieckie dopuściły do upublicznienia historii Kantora Josifa. Przykre, że nawet dla prof. Bakuliewa, jak wynika z listu, ważniejsze były względy polityczne i niechęć dla Polski i Polaków, niż pokusa ujawnienia na forum szerszych kręgów medycznych oczywistego sukcesu chirurgicznego i naukowego Polaka. W tym samym duchu, najgorszych czasów zakłamania i zafałszowywania losów Polski i Polaków, odczytuję brak reakcji adresatów na list Kantora Josifa Charitonowicza z 1958 roku.

Operacja zszycia serca Kantora Josifa Charitonowicza okazała się pierwszą w Polsce, ale też i w świecie, zakończoną pomyślnie operacją serca u pacjenta, który nie ukończył 18. roku życia – a zatem był dzieckiem. W ubiegłym roku obchodziliśmy przeto okrągłą rocznicę 100 lat kardiochirurgii dziecięcej. Szkoda, że to rocznica przemilczana zarówno przez międzynarodowe gremium chirurgów serca jak i dziennikarzy. W Krakowie, w marcu 2008 roku w Polsko-Amerykańskim Instytucie Pediatrii odbyła się skromna, choć uroczysta konferencja upamiętniająca tę ważną rocznicę, a w czerwcu Krakowskie Warsztaty Kardiochirurgii Dziecięcej z udziałem międzynarodowym, podczas których staraliśmy się uczcić pamięć znakomitego polskiego chirurga i jego wspaniały wyczyn. Dziennikarzy nie udało się zarazić tym tematem.

Autorzy
Janusz Skalski, prof.

Klinika Kardiochirurgii ...