Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Haiku

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Godny podziwu Ten kto nie pomyśli: „Życie mija” Widząc błyskawice (Bashō, tłum. Czesław Miłosz)

Wielce Szanowni Państwo!

W jednym z felietonów opisałem jak ród Tokugawa obdarował Japonię pokojem po ośmiuset latach wojny domowej, po czym przekształcił kraj w odcięty od świata feudalny skansen, byle utrzymać się u władzy. Wszystko co napisałem to prawda, tyle że nie cała… A podobno pół prawdy to dwa kłamstwa! Zatem, powodowany troską o wiarygodność CX News, postanowiłem opowiedzieć nieco więcej o okresie Edo1, jak go zwą Japończycy.

Wraz z nastaniem pokoju zniknęły dzielące cesarstwo granice między skłóconymi prowincjami, zaś sprawowanie centralnej władzy wymagało od bakufu2 utrzymania sprawnej sieci dróg. Nagle okazało się, że po raz pierwszy od setek lat można wygodnie i bezpiecznie podróżować po całym kraju. To wywołało boom turystyczny. Nie przesadzam! Ci, których było na to stać, wręcz obsesyjnie zaczęli odwiedzać słynne świątynie, miasta, zamki, ogrody i urokliwe cuda natury. Kiedy zaś jeden z pielgrzymów wydał drukiem wspomnienia z peregrynacji, naprawdę zaczęło się dziać! Mniej zamożni okazali się równie ciekawi świata i książka stała się bestsellerem. Zapoczątkowało to rozkwit powieści podróżniczej, w ślad za nią poszły inne gatunki literatury, dramat, teatr kabuki, malarstwo, tłumaczono też zachodnie rozprawy naukowe, podręczniki medycyny… To była istna eksplozja nauki, kultury i sztuki, która ukształtowała Japonię jaką znamy dzisiaj. Największym wszak uznaniem cieszyła się wówczas poezja haiku, której twórcą i niekwestionowanym mistrzem był Matsuo Bashō, wynosząc ją na niebywały poziom artystyczny i intelektualny. Najzagorzalsi adepci spędzali życie przemierzając dzikie ostępy3 w poszukiwaniu natchnienia, zaś wśród ludzi wykształconych układanie haiku było trendy. I stała się rzecz niesłychana: niczym grzyby po deszczu, zaczęły powstawać kluby poetyckie. W dodatku, o zgrozo, egalitarne – mógł do nich należeć każdy! Do rozwiązania pozostała jedynie paląca kwestia pogodzenia owego egalitaryzmu ze specyficznym savoir vivre. Wszak człek niskiego stanu – pod groźbą dekapitacji – winien zwracać się do samuraja na kolanach, z czołem przy ziemi. Znaleziono rozwiązanie genialnie proste: anonimowość. Posługujący się wyłącznie pseudonimami klubowicze, mogli bez przeszkód czytywać swoje utwory i wieść niczym nieskrępowane dysputy przy literackiej sake.

Wraz z nastaniem pokoju samuraje przypomnieli sobie, że mają honor i zasady. Poważnie! W czasie wojen nikt sobie takimi głupstwami nie zawracał głowy, teraz jednak stały się ważnym elementem grupowej tożsamości. Spisano więc szczegółowe zasady etyki, zachowania, noszenia oraz używania broni. Następnie, z błogosławieństwem shōguna4, wydano je drukiem pod nazwą Bushi-dō5 i pieczołowicie przestrzegano. Literatura epoki utrwaliła zaś ów etos „szlachetnego samuraja”, który na Zachód dotarł wraz z filmami mistrza Kurosawy. W niczym nie mogło to jednak zmienić faktu, że:

W czas pokoju bushi6 się nudzą, to ogólnie znana rzecz. Choć mniej trudzą się i mniej brudzą się […]Wybaczcie Starsi Panowie, nie mogłem się powstrzymać… O ile bowiem szczęściarzom służącym w policji trafiała się czasem gratka wyprucia flaków jakiemuś bandziorowi, o tyle większość samurajów dobywała miecza wyłącznie po to, by go wyczyścić. Dla elitarnych wojowników poświęcających życie na przygotowanie się do walki musiało to być mocno frustrujące, zaś ludzie sfrustrowani robią się nerwowi. Nie zdziwi Was zatem, że w kraju wybuchła istna pandemia pojedynków. Najsłynniejszym z owych frustratów był bez cienia wątpliwości Miyamoto Musashi, postać absolutnie nietuzinkowa. Pełnoletność osiągnął w roku bitwy pod Sekigaharą, w której zresztą wziął udział, tyle że po niewłaściwej stronie. Kiedy kurz bitewny opadł, zaś jego świat się zawalił, wybrał życie rōnina7 i nigdy nie złożył przysięgi wierności żadnemu panu. Był abnegatem, toteż na tle zazwyczaj bardzo schludnych samurajów wyglądał niczym kocmołuch. Niewiele też robił sobie z konwenansów: potrafił nawet spóźniać się na pojedynki, co wedle Bushidō było grubym despektem. Interesowało go tylko doskonalenie umiejętności i szukanie okazji do pojedynków. Stoczył ich ponad sześćdziesiąt (udokumentowanych) żadnego nie przegrywając. Pierwszy przytrafił mu się w wieku lat trzynastu(!), zaś do najsłynniejszego wyzwał go niejaki Sasaki Kojirō, inny oryginał, posługujący się mieczem długim niczym Zerwikaptur imć Podbipięty. Musashi stanął do walki, spóźniwszy się o dwie – trzy godzinki, uzbrojony w równie długi bokutō – drewniany miecz ćwiczebny, który nocą wystrugał był sobie z wiosła łodzi i zabił przeciwnika ciosem w głowę. Po tym starciu pojedynki mu zbrzydły i poświęcił się pracy na niwie edukacji. Stworzył własny styl walki dwoma mieczami8, który opisał w Gorin-no Sho (Księga pięciu kręgów), został też założycielem i pierwszym mistrzem istniejącej do dzisiaj szkoły szermierki.

Tak, tak Moiściewy! Niezależnie od terminów i szerokości geograficznej, ludzie zawsze znajdą swoje enklawy wolności. Zaszywając się w leśnej głuszy, klubach poezji, czy sztukach walki potrafią przetrwać każdy reżim, a kiedy nadejdzie właściwa chwila nieźle mu dokopać. I to jest w dechę!

Życzę Państwu Wesołych Świąt i wszystkiego co najlepsze.

ZM

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix