Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Kawa po turecku

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Wielce Szanowni Państwo! Telewizja publiczna uraczyła nas tasiemcem ukazującym dzieje Imperium Osmańskiego z jedynie słusznej perspektywy haremu. Nie zamierzam oceniać walorów owego dzieła. Uzmysłowiłem sobie wszakże, jak nikłą wiedzę posiadamy o tym kraju. Powszechne skojarzenia to wiktoria wiedeńska, müsli, kawa po turecku i tureckie kazanie. No, może jeszcze Władysław Warneńczyk1 i kare2 konie, ale tu już chodzę po brzytwie… To zastraszająco niewiele, jak na imperium rozciągające się niegdyś od Maroka po Eufrat i od Węgier po Ocean Indyjski, które przez kilka stuleci szachowało Europę. Czas to zmienić. Narody tureckojęzyczne wywodzą się z Ałtaju. Niesione kolejnymi wędrówkami ludów, pomiędzy do XI w n.e. utworzyły łańcuch plemiennych państw ciągnący się od Chin aż po Anatolię3. Podczas peregrynacji na zachód zderzyły się one z podążającą w przeciwnym kierunku falą wojowników Proroka, i ulegając ich sile perswazji, przeszły na islam. Dzięki temu Wielki Kalifat4, który od podboju Półwyspu Pirenejskiego5 stał jedną nogą w Europie, sięgał od Atlantyku po Azję Środkową. I wówczas, gdy znajdował się u szczytu potęgi, nadszedł cios ze wschodu. Armie Czingis-Chana i jego następców zmiotły ową „ligę turecką”, w konsekwencji powstrzymując dalszą ekspansję islamu. Kiedy zaś, po śmierci Kubilaja, nacisk mongolski zaczął słabnąć okazało się, że na placu ostało się jedynie państewko Turków osmańskich6, które od roku 1300 zaczęło systematycznie podbijać osłabionych pobratymców i sąsiadów. Trzeba przyznać, że byli w tym piekielnie skuteczni! W XVI wieku, a więc w czasach Sulejmana Wspaniałego7, władali północną Afryką, Arabią, Azją Mniejszą, Persją, całym basenem Morza Czarnego, Bałkanami, Węgrami, Siedmiogrodem i Transylwanią. Lecz dumą największą napawał ich niezmiennie podbój Konstantynopola, którego dokonał Mechmed II Zdobywca w roku 1453. A co w tym czasie działo się w Europie? Ano, kiepsko. W Andaluzji siedzieli Maurowie, na Bałkanach Osmanie. Anglia i Francja toczyły wojnę stuletnią,8 Rzeczpospolita nieustannie tarmosiła się z Krzyżakami, Europę Środkową spustoszyły wojny husyckie9, zaś Ruś była pod butem Złotej Ordy. Zapewne dlatego Kościół, uznając iż ciężkie czasy wymagają środków ekstraordynaryjnych, zafundował wiernym trzech papieży równocześnie10 i sprzedawał odpusty na skalę przemysłową. Ktoś musiał w końcu tego nie zdzierżyć, padło na Lutra11… I zaczęły się wojny religijne. Zupełnie uprawnione jest zatem pytanie: jak to się stało, że dzisiaj nie modlimy się pięć razy dziennie, po turecku? Cóż, moim skromnym zdaniem, zawdzięczamy to trzem facetom. Pierwszym jest sam Mechmed II Zdobywca. Serio! Następstwem oblężenia i zdobycia Konstantynopola był exodus bizantyjskich uczonych, głównie do Włoch. Zabrali oni ze sobą to, co uważali za najcenniejsze: księgozbiory. I nawet jeśli nie były to księgi dotąd w Europie nieznane, to trafiły do „drugiego obiegu”, poza kontrolą Kościoła. I tu na scenę historii wkracza nasz drugi czempion, niejaki Johannes Gensfleisch12. Jego wynalazek sprawił, że książki można było błyskawicznie powielać. Prasa drukarska z ruchomą czcionką w XV wieku była rewolucją porównywalną z pojawieniem się Internetu. Książki stały się dostępne, ludzie zaczęli je więc czytać. I myśleć. Swoje przemyślenia zaś – idąc z duchem czasu – ogłaszali drukiem, śmiało poddając je publicznej ocenie! Dziś nazywamy to Odrodzeniem. To właśnie wtedy narodził się współczesny paradygmat nauki i nowoczesna Europa. Kościelny Index librorum prohibitorum nie mógł już niczego zmienić. To czego Rzym zabraniał, wydawano w krajach protestanckich i vice versa. Toć De revolutionibus13 wydrukowano w luterańskiej Norymberdze! Wysoka Porta14 musiała na to jakoś zareagować. I rzeczywiście, zareagowała! W sposób zdecydowany i do bólu klarowny. Nasz trzeci pupil, sułtan Selim I Okrutny15, ustanowił prawo skazujące na śmierć każdego, kto w jakikolwiek sposób parałby się drukiem. Europa kroczyła drogą wiodącą wprost ku Principiom Newtona i rewolucji przemysłowej, Osmanie zaś zaczęli peklować swe imperium, niczym shōguni z rodu Tokugawa Japonię. Tyle, że tym ostatnim nawet nie przyszło do głowy zakazywanie druku, dzięki czemu kultura scementowała od wieków zwaśnione prowincje w jednolity naród i państwo. Imperium otomańskie nie dało sobie takiej szansy. Co gorsza, z natury było niezwykle opresyjne, nawet w krajach muzułmańskich jego władza miała charakter bezwzględnej okupacji. Toteż, gdy dostatecznie zmurszało, przy pierwszej okazji (nie)wdzięczni poddani roznieśli jego truchło na strzępy. Tak, tak Moiściewy! Oto dowód niezbity, iż pióro silniejszym bywa od miecza! Co zresztą sprawia mi niekłamaną satysfakcję. Życzę Państwu miłego wypoczynku. Przy okazji, wypatrujcie osmańskich artefaktów… Z.M.

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix