Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Madame, wkładamy dziecko z powrotem!

Autor:
Leszek Mazan

– Muszę to sobie kupić pani Jadziu, bo to na pewno przeciw aborcji – mówiła do koleżanki starsza pani, wskazując leżącą na wystawie grubą książkę MADAME, WKŁADAMY DZIECKO Z POWROTEM! Podsłuchiwałem i puchnąłem z dumy: współautorem owego opus byłem przecież ja. A tytuł, skąd taki tytuł? Ano, przed 150 laty znakomity, krakowski ginekolog i położnik prof. Maurycy Madurowicz pomógł w przyjściu na świat dziecku bogatego, krakowskiego kupca. Poród poszedł tak gładko, że łajdus kupiec nie chciał zapłacić całości uzgodnionego honorarium. Oburzony profesor ryknął więc do asystentki: – Madame, wkładamy dziecko z powrotem!

Anegdotę opowiedział nam ktoś z grona starszej profesury uniwersyteckiej, namawiając do spisywania „opowieści z tamtego świata”. Odchodzącego w prehistorię świata starej, polskiej medycyny, narodzonej ongi w Krakowie, reprezentowanej przez długie lata przez ośrodki medyczne pod Wawelem, w Warszawie, Wilnie, Lwowie… Najbarwniejszy, najbardziej w historię bogaty był Kraków, gdzie oczywiście wszystko musiało być pierwsze: pierwsza klinika, pierwsza viagra, pierwsze panie magister farmacji, polskie zdjęcie rentgenowskie, narkoza, pierwsze okulary, pierwsze odnotowane wycięcie kamieni z pęcherza… Stop! To akurat był Wrocław, gdzie w 1466 roku pastwiono się nad naszym kronikarzem, księdzem kanonikiem Janem Długoszem… Kraków fascynował jednak – zwłaszcza nas, profanów szczególną ilością takich opowieści, krążących po dziś dzień po ulicy klinik, sławnej ulicy Kopernika. Owa ulica maluczko, a straci swój medyczny charakter, kliniki przeniosą się w inny rejon miasta… Legenda w ślad za nimi nie pójdzie, mało, tamte wspomnienia umierają już dziś. Studenci nadal uczą się anatomii ze znakomitych atlasów prof. Adama Bochenka, ale już nie wiedzą, iż ów uczony mąż, by wiedzieć jak się umiera: w roku 1913 wstrzyknął sobie w żyły 20 cm3 jadu trupiego. W I Klinice Chorób Wewnętrznych nikt już nie opowiada jak to prof. Tadeusz Tempka ordynował pacjentom picie śliny chorych mniej anemicznych. Nie powtarza się o terapii zastosowanej wobec znakomitego aktora Ludwika Solskiego, który w czasie spektakli regularnie sikał w spodnie… O przywiezionej z Paryża chorobie wenerycznej Stanisława Wyspiańskiego, jak opowiadano sobie na Kopernika autor „Wesela” nabawił się syfilisu od nie byle kogo, bo od Jamajki Annach, modelki i kochanki Paula Gaugine’a. A sam syfilis – co odkrył w 1932 prof. Franciszek Walter – pojawił się w Europie na długo przed Kolumbem, o czym świadczą ślady na twarzach postaci z ołtarza Wita Stwosza…

Byli w Polsce medycy genialni, autorzy prekursorskich rozwiązań i koncepcji (łącznie z teorią ewolucji, opublikowaną w Krakowie trzy lata przed Darwinem!), byli chirurdzy, którzy jako pierwsi odważyli się zajrzeć do tchawicy żywego człowieka lub operować ślepą kiszkę, a zabieg ten wykonywali najszybciej w Europie(!), byli uczeni tragicznie przegrani (jeden z nich, po opublikowaniu rozprawy o rzekomym odkryciu bakterii wywołujących choroby nowotworowe musiał uciekać z Krakowa) – wszyscy fascynujący, nieraz godni najwyższego uznania. Kilku z nich było kilkakrotnie nominowanych do Nobla, żaden tej nagrody nie dostał… Powody, osobliwe z dzisiejszej perspektywy, niepoważne: „nie lubili się chwalić przed światem”, zwlekali latami z publikacją swych prac, ogłaszali je wyłącznie po polsku, pozwalali się tyranizować profesorom, którzy ich dezyderaty trzymali nieraz całymi latami w szufladzie… I tak Nobel na przełomie XIX/XX wieku kilka razy uciekł nam sprzed nosa. Książka pozostawia ten fakt bez komentarza. Zresztą, co tu komentować…

Sięgnijcie, proszę, po naszą „Madame…”. Może przypomni się jakaś anegdota, zasłyszana opowieść, medyczny ślad na polskich drogach. Wdzięczni będziemy za każdy sygnał. Bo skończywszy pisać, odczuwamy wciąż niedosyt i nieprzepartą ochotę powrotu na ulicę Kopernika, do świata medycyny. Oczywiście, nie jako pacjenci. Wprawdzie coś w rodzaju Narodowego Funduszu Zdrowia usiłował u nas zorganizować już król Jan Olbracht, ale jemu też się nie udało…

Madame!
Autorzy
Leszek Mazan