Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Okuliści dla Afryki – odsłona pierwsza

Autor:
Iwona Filipecka, dr

Okuliści dla Afryki, to spontaniczna akcja zorganizowana z potrzeby serca i odrobiny rozumu. Gdyby było go więcej, pewnie nigdy nie doszłaby do skutku. W czerwcu 2012 roku po 5 min. rozmowy z organizatorem akcji „Dentysta w Afryce” doktorem Konradem Rylskim zadałam pytanie: Nie potrzebujecie okulisty? A potem się zaczęło. Po rozmowach z misjonarkami w Kamerunie okazało się, że potrzeby są ogromne. Zaproponowałam Agnieszce Lembowicz, optometrystce z prowadzonej przeze mnie Kliniki Okulus, aby pojechała ze mną. Razem zrobimy więcej. Sama nie przebadałabym 1700 dzieci i ponad 100 dorosłych w 6 misjach w niecałe trzy tygodnie. Pomysł był taki, że jedziemy na polskie misje we wschodniej, najbiedniejszej części Kamerunu.

Czasu na przygotowania było niewiele, ale dzięki pomocy ludzi, firm i dobrym zbiegom okoliczności już 27 września ze 120 kg bagażu leciałyśmy do Jaunde, stolicy Kamerunu. W tym bagażu były leki i sprzęt, naszych osobistych rzeczy po 5 kg na osobę i to głównie w bagażu podręcznym. Kropli, maści okulistycznych, środków dezynfekujących, rękawic, masek miałyśmy ogromne ilości. Tak nam się wydawało. Na koniec okazało się, że zabrakło wszystkiego. Przed wyjazdem przygotowywałyśmy się po europejsku czytając o malarii, pchle piaskowej, wężach i innych, wtedy, istotnych sprawach. Wszystko okazało się mało ważne już pierwszego dnia, kiedy jechałyśmy do Nguelemenduka przez las tropikalny. Tak zwana droga, w kolorze czerwonym nie przypominała niczego po czym do tej pory jeździłam. Szeroka na 4/5 naszej Toyoty. Okna nie można otworzyć, bo dostaje się gałęziami po twarzy. Dziury do pół metra trudno było omijać, bo musielibyśmy wjechać kołami w las tropikalny. Ten las jest piękny na zdjęciach… I niebezpieczny w rzeczywistości. Ściana zieleni, gęstej, nieprzeniknionej, ciernistej w niższych partiach i zanurzonej w bagnie!!

Jest pora deszczowa, około godziny 18 w kwadrans robi się CIEMNO. Koszmarnie ciemno. I nagle słyszymy grzmoty, dookoła błyskawice, po kilka naraz, z każdej strony. Zaczyna padać. Najpierw pojedyncze, duże krople deszczu, a potem bardziej i bardziej. Nam wydaje się, że to już ulewa tropikalna, ale okazało się, że nie – w Kamerunie ulewa to ściana deszczu tak głośna, że dwie osoby nie słyszą się siedząc obok siebie. Droga zrobiła się bardzo śliska. Konrad ściska kierownicę obiema rękami, jedziemy z prędkością 5 km/h a i tak co jakiś czas wpadamy w poślizg na czerwonej brei, w którą zmieniła się droga. My z Agą milczymy, zapierając się rękami i nogami o co się da. Inaczej na wybojach uderzamy głowami o sufit. Tylko z tyłu spokojna Siostra Immakulata informuje nas, że jeszcze tylko kawałek do „wypasionej” drogi nam został. Za kilkanaście kilometrów droga była faktycznie „wypasiona” – szersza o 40 cm i w końcu gałęzie przestały walić po karoserii.

Dojeżdżamy do misji, wjeżdżamy do garażu i dopiero teraz zaczyna się prawdziwa ulewa tropikalna. Ale my już jesteśmy przekonane, że nic gorszego nas nie może spotkać. Teraz będzie tylko lepiej. Przed nami praca, ale na razie polska kolacja. Siostry przyjęły nas całym sercem…

Autorzy
Iwona Filipecka, dr

Okulus Plus