Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Opowiastka bez szczególnego morału bynajmniej jednak nie niemoralna

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Wielce Szanowni Państwo! W czas kanikuły tradycyjnie, CXNews bowiem tradycji się dorobił, podejmuję tematy lżejszej natury. Uznałem zatem, że nie od rzeczy będzie zająć się postacią nieco zapomnianą, bynajmniej nie Wielką, ale z pewnością nietuzinkową. Mam na myśli nie kogo innego, jak imć Maurycego Augusta Beniowskiego, przesławnego króla Madagaskaru.

Przyszedł on był na świat we wrześniu roku Pańskiego 1746 w słowackim Vrbové. Jego ojciec Samuel był austriackim oficerem, zaś matka Anna Roza de domo Pestvarmegyei wywodziła się z węgierskiej arystokracji. On sam wszakże zawsze uważał się za Polaka. Po ukończeniu szkół, mając trzynaścioro rodzeństwa i marne widoki na schedę, wzorem ojca zaciągnął się do armii. Jednakże wysłany przez Marię Teresę1 na wojnę siedmioletnią2 zdezerterował i schronił się w Rzeczypospolitej. Tu nie tylko ożenił się, ale i wplątał w nową aferę – przystał do konfederatów Barskich pod komendę Kazimierza Pułaskiego. Wzięty do niewoli w 1870 roku trafił na zsyłkę do Kazania i natychmiast stamtąd zbiegł. Dotarł aż do Petersburga, gdzie zakablował go kapitan statku, którym chciał odpłynąć. Tym razem zesłano go na Kamczatkę, co okazało się krokiem wielce nierozważnym. Na miejscu bowiem Beniowski wzniecił powstanie zesłańców, którzy utrupiwszy gubernatora przejęli kontrolę nad gubernią. Moryc okazał się na tyle bezczelny, że wysłał list do Katarzyny II3 oświadczając, że wobec śmierci gubernatora jest zmuszony przejąć jego obowiązki i przedstawił bardzo rzetelne sprawozdanie finansowe, rozliczając się co do rubla. Nie zamierzał wszakże administrować Kamczatką.

Opanowawszy wraz z buntownikami statek z ładunkiem futer wypuścił się, pod polską banderą(!), na Pacyfik i poprzez wyspy Japońskie, Okinawę i Formozę (jak wówczas zwano Taiwan) dotarł do Chin i Makau. Sprzedawszy tam statek z ładunkiem zaokrętowali się na francuskie statki płynące via Madagaskar do Europy. Kiedy nasi dzielni zesłańcy dotarli do Paryża, stali się największą sensacją sezonu 1772. Jednakże nie wszyscy odnaleźli się w wielkim świecie. Większość Rosjan zwróciła się do carycy z uniżoną prośbą o umożliwienie powrotu. Ta wyraziła zgodę oświadczając: Osiemnastu ludzi zostało niecnie oszukanych przez tego nicponia Beniowskiego. Obiecuję im przebaczenie (…) Widać, że Rusek kocha swą Ruś, a ich nadzieja na okazanie przeze mnie miłosierdzia nie może nie znaleźć oddźwięku w mym sercu. I tak, z łaski imperatorowej, wszyscy znaleźli się z powrotem na Kamczatce. Ech, któż pojmie rosyjską duszę…

Z imć Maurycym Augustem sprawa miała się zgoła inaczej. Brylował na dworze i oczarował Ludwika XV do tego stopnia, że ten przystał na jego projekt utworzenia francuskiej kolonii na Madagaskarze. Beniowski wyruszył więc jako konkwistador na czele „regimentu wolonterów” podporządkować Francji nową dziedzinę. Musiał mieć w sobie to coś, bowiem początkowo przyjęty przez Malgaszów jak najeźdźca, co jest najzupełniej zrozumiałe, po dwu latach (w roku 1776) został przez nich obwołany ampansakebe – królem wyspy. Francuski garnizon również mu się podporządkował, mógłby więc szczęśliwie panować jako Maurycy August, gdyby nie pewien szkopuł: uwierzył w to, że jest królem. Udał się zatem do Paryża, by Ludwik XV zatwierdził go na nowym stanowisku, lecz niewdzięcznik nawet nie chciał o tym słyszeć. Szukając innego patrona udał się do Ameryki. Wziął tam udział w bitwie pod Savannah, w której padł jego dawny konfederacki dowódca Kazimierz Pułaski – zgodnie ze świadectwami skonał na jego rękach. Powołując się na więzy krwi z Pułaskim i wykorzystując znajomość z Benjaminem Franklinem przedstawił w Kongresie śmiały projekt wykorzystania Madagaskaru jako bazy morskiej USA wymierzonej przeciw Anglii4, który wszak odrzucono. Jednakże sława pozwoliła mu zdobyć prywatnych inwestorów, którzy sfinansowali jego powrót na wyspę. Po kilku sukcesach i opanowaniu stolicy zginął w czasie przypadkowej potyczki z Francuzami w roku 1786. Kilka lat później w Londynie wydano jego Pamiętniki5, które błyskawicznie stały się bestsellerem i uczyniły zeń najbardziej poczytnego autora epoki, utrwalając jego sławę. Po odzyskaniu niepodległości polska Liga Morska i Kolonialna (postulująca między innymi ekspansję kolonialną na Madagaskar) uczyniła go swoją ikoną. Kiedy zaś nastały smętne czasy ideologii jedynie słusznej i od owych imperialno-kolonialnych dążeń zdecydowanie się odcięto, rykoszetem oberwał i Beniowski, którego skazano na zapomnienie.

Tak, tak Moiściewy! Wprawdzie dla naszych wiernych P.T. Czytelników nie ulega kwestii, że winę za wszystko ponosi Deutscher Kaiser Wilhelm II6. Nie zwalnia to nas wszakże z obowiązku pielęgnowania pamięci o własnej historii. Tym bardziej, że na tle jednowymiarowej, męczeńsko-mesjanistycznej oficjalnej wizji naszych dziejów Maurycy August hrabia Beniowski mieni się niczym rajski ptak. Z Madagaskaru, rzecz jasna!

Zawsze o Was pamiętający Z.M.

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix