A jednak wojna!

Autor: gen. Mieczysław Bieniek

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 2/73/2022

Rosja zaatakowała Ukrainę, pomimo dyplomatycznych starań świata zachodniego zmierzającego do zażegnania agresji.

Dzień 24 lutego 2022 roku mocno nadwyrężył poczucie bezpieczeństwa w naszym regionie oraz miał wpływ na sytuację geopolityczną w Europie i na świecie. 

Sytuacja wojenna na Ukrainie zmienia się z każdym dniem wojny prowadzonej w sposób brutalny i wbrew zasadom prawa międzynarodowego, czego dowody widzimy codziennie. Rosjanie zabijają ludność cywilną – i to nie jedynie w trakcie bestialskich nalotów na obiekty cywilne. Szpitale, szkoły, teatr w Mariupolu, dom towarowy w Krzemieńczuku, mordy w Izumiu, w Buczy, terror rakietowy i lotniczy, który spowodował śmierć niewinnych ludzi oraz rujnowanie infrastruktury ukraińskiej – to zaledwie nieliczne udokumentowane przykłady prowadzenia wojny w okrutny sposób. Dodać do tego należy masowe wywożenie Ukraińców, w tym dzieci, w głąb Rosji – to metody żywcem przeniesione z czasów stalinowskich.

Pomimo tych wszystkich brutalnych metod stosowanych przez Federację Rosyjską oraz zaangażowanie przez nią olbrzymich środków militarnych i ekonomicznych, Rosja nie wygrywa tej wojny pod względem strategicznym, uzyskując jedynie ograniczone cele operacyjne.

Ogłaszając tę „operację specjalną” Putin mówił o denazyfikacji i demilitaryzacji Ukrainy i w ten sposób uzasadniał rozpoczęcie agresji. Wszyscy zastanawiali się, o co mu chodzi. Dziś wydaje się jasne, że pierwotnym planem strategicznym było zajęcie całej Ukrainy, obalenie rządu i wyznaczenie swojego namiestnika. Wydaje się, że nie było mowy o okupacji całego kraju, oprócz obwodów ługańskiego, donieckiego, a także zajęcia lądowego korytarza na Krym wraz z Mariupolem, Chersoniem, Zaporożem i Odessą odcinając w ten sposób Ukrainę od Morza Azowskiego oraz Morza Czarnego. 

Zarządzanie Ukrainą Putin chciał pozostawić swoim namiestnikom w rodzaju Janukowycza czy Medwedczuka. To się nie udało, a czynników było wiele: źle zaplanowana operacja, nieudolność dowodzenia, kompletny chaos logistyczny, doskonałe uderzenia przeciwpancerne strony ukraińskiej i inne.

Przykładem nieudolności prowadzenia wojny był rosyjski desant śmigłowcowy pod Hostomelem, który stanowił zaprzeczenie wszystkich możliwych zasad przeprowadzania operacji powietrzno-desantowych. Istnieją niezmienne czynniki prowadzenia tego typu działań, które decydują o ich powodzeniu.
Wymienię najważniejsze: 

Przejdźmy teraz do Hostomela. Czy Ukraińcy byli zaskoczeni atakiem? W tym samym momencie, w którym w kierunku Hostomela leciał śmigłowcami pierwszy rzut rosyjski, awangarda, której celem było opanowanie lądowiska, ustanowienie przyczółka desantowego, jego ubezpieczenie, ocena stanu pasa oraz usunięcie na nim ewentualnych przeszkód, w mediach społecznościowych pojawiły się nagrania z przelotu wraz z jego lokalizacją. Zatem Ukraińcy wiedzieli co się szykuje. I przygotowali się.

Rosjanie nie mieli odpowiednio rozpoznanego terenu. Operacja odbyła się o brzasku, a potem była kontynuowana za dnia. Element zaskoczenia został zagubiony w momencie startu rosyjskich śmigłowców. Druga rzecz – Rosjanie po desancie nie powinni siedzieć na lotnisku, na pasach startowych, tylko wyjść do przodu i zwalczać ukraińskie oddziały, które mogły im zagrażać. Strona ukraińska wiedziała dokładnie, że oni tam lądują. Niemal natychmiast położyła ogień artyleryjski na lotnisku niszcząc całe to ugrupowanie oraz pas startowy, uniemożliwiając lądowanie samolotom transportowym Ił-76, które miały dostarczyć ciężki sprzęt i uzupełnienia. Gdyby się to udało, Rosjanie mogliby mieć siły uderzeniowe wyposażone w wozy opancerzone kilkanaście kilometrów od Kijowa. I to na samym początku wojny. Mogłoby być różnie. Ukraińcy brali jednak taki scenariusz pod uwagę i szybko całkowicie wyeliminowali jeden z tzw. game changerów tej wojny. 

Pokazuje to kompletną nieudolność w planowaniu i prowadzeniu takich operacji przez Rosjan.

Zatem Putin przystąpił do planu B, czyli uderzenia ze wschodu i północnego-wschodu po to, aby przeciąć Ukrainę wzdłuż linii Dniepru. To również się nie udało. Skoncentrował więc swoje wysiłki na celu, którym jest poszerzenie terytoriów Republik Ługańskiej i Donieckiej do granic administracyjnych, opanowanie Mariupola, całego wybrzeża Morza Azowskiego i ogłoszenie w zdobytym Chersoniu kolejnej republiki. To byłby sukces, który mógłby „sprzedać”. 

Natomiast w tej chwili sytuacja jest następująca: 

 
Obrońcy ukraińscy również ponosili ciężkie straty, jednocześnie zyskując na czasie, tak potrzebnym do sformowania nowych jednostek oraz wyposażenia ich w sprzęt, który sukcesywnie dociera z Zachodu.

Ukraina zdecydowała się na prowadzenie ciężkich walk o terytorium po to, żeby wykrwawić atakujące wojska rosyjskie. Zrobiła to, mając jednocześnie świadomość, że one także ponoszą poważne straty. Jednak w wyniku takiego planu Ukraińcy będą w stanie osłabić atakujących Rosjan, ochronić część terytorium, ale też swoje siły odwodowe, które jak widać są w stanie przejść do kontruderzenia po uzyskaniu odpowiedniej ilości sprzętu (a szczególnie nowoczesnych haubic), systemów rakietowych HIMARS o zasięgu do 70 km. Obecnie widzimy na Ukrainie wojnę artyleryjską. Wojska Federacji Rosyjskiej prowadzą niszczycielski ogień wszystkim co mają. Codziennie wystrzeliwują około 50 tys. pocisków różnego kalibru, do tego dochodzą jeszcze naloty lotnicze, rakietowe oraz irańskimi dronami. Natomiast strona ukraińska może odpowiadać obecnie w ograniczonym zasięgu i przy wyczerpujących się limitach amunicji postsowieckiej. 

Dzięki dostawom nowego sprzętu Ukraińcy będą mogli zadawać straty wojskom przeciwnika, likwidować stanowiska dowodzenia, stanowiska wyrzutni rakiet, artylerii, składy amunicji, paliwa i centra logistyczne oraz stanowiska ogniowe artylerii. Tworząc warunki do odparcia ataku i kontruderzenia czołgami oraz transporterami opancerzonymi w celu odzyskania utraconych rejonów swojego państwa. Wydaje się, że Mariupola raczej nie są w stanie odzyskać, a lądowy korytarz wzdłuż Morza Azowskiego może zostać przez Rosjan utrzymany. Na zdobycie Odessy drogą lądową Putin nie ma sił. Ukraińcy utrzymają Charków oraz Zaporoże. Natomiast pytanie, co z Chersoniem. W tej chwili trudno powiedzieć, czy wysiłek ukraińskich sił wyzwoli to miasto.

Raczej nie wydaje się możliwe, aby uwikłali się oni w walkę o samo miasto, natomiast mogą próbować je obejść i być może zaatakować ważną dla Rosjan Nową Kachowkę. Tam bowiem znajduje się tama na Dnieprze, notabene zaminowana przez Rosjan, oraz kanał dostarczający wodę na Krym. Mogą również próbować uderzenia ze wschodniej strony Dniepru, aby w taki sposób blokować siły Rosjan. Natomiast dla Rosji ważnym celem jest, by obwody ługański i doniecki zostały „złapane” do granic administracyjnych. To pozwoli Putinowi na ogłoszenie sukcesu. Do tego utrzymanie blokady morskiej portów ukraińskich, w tym Odessy. Putinowi dałoby to silną pozycję negocjacyjną. Dziś cały świat chce rozmawiać z Rosjanami o odblokowaniu Morza Czarnego, żeby ukraińskie zboże, które leży w silosach ruszyło stamtąd do krajów Afryki i Bliskiego Wschodu, co częściowo się już udało.

Prezydent Zełenski o tym wie. Wie również, że ponosi ciężkie straty, że ma pewne zdolności, że Zachód go wspiera, lecz konflikt trwa już ponad osiem miesięcy a naród ukraiński krwawi.

Gospodarka jest rujnowana. Wcześniej czy później Rosjanie i Ukraińcy usiądą do negocjacji, zapewne za pośrednictwem ministrów spraw zagranicznych oraz państw trzecich z Putinem lub z jego następcą. Terytorium ukraińskie na pewno będzie elementem takich negocjacji, choć strona ukraińska nie zgadza się na oddanie go za cenę pokoju.

Rosyjski potencjał ofensywny w obwodzie ługańskim i na północy obwodu donieckiego zaczyna się wyczerpywać. Rosjanie prowadzą tę wojnę resztkami tego, czym dysponują, jeżeli chodzi o nowoczesne uzbrojenie i rezerwy.

Jednak Ukraińcy również alarmują, że kończy im się amunicja i potrzebują natychmiastowej pomocy Zachodu. Ukraina przegrywa z Rosją na liniach frontu w wojnie artyleryjskiej i nie będzie w stanie powstrzymać dalszej agresji Rosji bez zachodniej broni szczególnie, gdy zima udrożni podmokłe tereny.

Rosjanie mieli mieć 13 tys. zmodernizowanych, nowoczesnych czołgów – to okazało się fikcją. Ukraińcy zniszczyli ich ponad tysiąc, mnóstwo artylerii, transporterów opancerzonych, śmigłowców i samolotów, a przede wszystkim zadali Rosjanom ciężkie, trudne do odtworzenia (ponad 40 tys.) straty osobowe w postaci zabitych oraz ponad 50 tys. rannych. Skutek jest taki, że Rosjanie wysyłają na front na południu czołgi z 1962 roku, których produkcji zaprzestano w 1975 roku, ale najdotkliwszym problemem będzie uzupełnienie strat osobowych.

Strategia rosyjska poniosła fiasko. Rosjanie przeszli do celów bardziej ograniczonych i stosują taktykę znaną z wojny w Syrii, czyli zrównania z ziemią miast, które stawiają opór, zniszczenie przeciwnika siłą ognia artylerii, nalotów lotniczych i rakiet, zniszczenie infrastruktury, a także sterroryzowanie społeczeństwa.

To jest wojna prowadzona w taki sposób, by do końca wyczerpać potencjał Ukrainy. A że potencjały są nierówne, zarówno gospodarcze, jak i militarne Rosjanie mają nadzieję, że ich przeciwnicy doznają takich strat, iż nie będą w stanie się nadal bronić. 

Dalsza część artykułu dostępna na stronie cxnews.pl. ♦



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

W CX News nr 2/73/2022 opublikowano również: