Coraz częściej podróżujemy, by poznać tajniki powstawania wina. Najchętniej wybieramy wycieczki do oddalonych,nieznanych wcześniej krajów. Podróżujemy, by zobaczyć na własne oczy,jak rosną winogrona, poczuć zapach beczek i piwnic. Podekscytowani idziemy na kolację do obleganej przez miejscowych knajpki. W ciągu dnia rozkoszujemy oczy widokiem pagórków pełnych winnic lub podziwiamy małe miasteczka otoczone polami lawendy i rozmarynu. Skąd takie potrzeby? Bo przyszedł czas,kiedy nauczyliśmy się patrzeć na wino przez pryzmat kultury i tradycji kulinarnej. Bo nasza podróż ma wyraźny cel, dotykający niemal wszystkich dziedzin życia ludzi mieszkających w krajach, w których żyje się z uprawy wino-rośli. Cóż może być lepszym kluczem do poznania prawdziwej tożsamości takich miejsc? Naturalnie wino. Tego chcemy. Odkrywać świat poprzez pryzmat wina. Jego czas nastał także dla nas! Przygotowując pierwszy zestaw„Z winem przez kontynenty”, kierowaliśmy się ideą wprowadzenia Państwa w zagadnienia enologiczne w możliwie najmniej skomplikowany sposób, jednocześnie pokazując bogactwo, różnorodność i atrakcyjność kultury picia wina. Wino powstaje niemal we wszystkich krajach na świecie położonych między 30° a 50° szerokości geograficznej. Łatwo sobie zatem wyobrazić, jak różnorodne muszą być metody jego wytwarzania i zabiegi enologów,by wino z ich upraw było najciekawsze.Oferowane przez nas zestawy zostały skomponowane w taki sposób, aby niewprawnemu w degustacji czytelnikowi przedstawić rozmaitość smaków win z różnych zakątków świata i pokazać odmienność stylu ich wytwarzania.Bardziej zaawansowany degustator otrzyma selekcję z doskonałą relacją jakości do ceny. Życzę Państwu dobrej zabawy przy próbowaniu win zaproponowanych w zestawie oraz wielu miłych chwil spędzonych przy degustacji.Apelacje Mnogość napisów i określeń na etykiecie wina może utrudnić niewprawnemu konsumentowi określenie jego jakości. Jednak właściwe odczytanie etykiety i ustalenie, do jakiej klasy zalicza się dany wyrób, jest połową sukcesu. Zgodnie z przyjętymi zasadami wszystkie wina dzieli się ogólnie na dwie duże grupy – jakościowe i stołowe.Klasa win jakościowych opiera się na systemie kontrolowanych nazw pochodzenia, w terminologii winiarskiej określanych skrótowo z francuska apelacjami. Są to ściśle wytyczone rejony uprawy winnej latorośli,na obszarze których – po spełnieniu odpowiednich warunków – wszyscy producenci mają prawo podawania wspólnej nazwy pochodzenia wina na etykiecie. By uzyskać prawo do nazwy pochodzenia – oprócz oczywistego wymogu, że wino zostało wyprodukowane na obszarze, któremu przy-sługuje prawo do takiej nazwy – wino musi corocznie spełnić szereg ostrych wymogów jakościowych. Wszystkie nazwy pochodzenia są zastrzeżone i muszą im towarzyszyć określenia:Appellation d’Origine Contrôlée(AOC) – we Francji, Denominazionedi Origine Controllata (DOC) – we Włoszech czy Denominación de Ori-gen (D.O.) – w Hiszpanii.
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.