Dzień serca

Autor: Krzysztof Piasecki

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 4/42/2012

Od trzynastu lat w ostatnią niedzielę września na rynku w Krakowie odbywa się „Dzień serca”. W namiotach rozstawionych wokół wieży ratuszowej można sobie zmierzyć ciśnienie, poziom cukru itp. A na scenie odbywają się rozmowy z ludźmi znającymi się na sercu. Rozmowy te przerywane są występami artystycznymi. Wszyscy występują, jak to się kiedyś mówiło, społecznie. Dziś to się nazywa jakoś tak ładnie… coś jakby związane z królową… O! Pro Bono. Biorę udział w tych obchodach od kilku lat. Odmów kardiologom! Kardiologom można odmawiać jak się ma lat dwadzieścia. Swoją drogą, w miarę upływu czasu, coraz mniejszej liczbie specjalności medycznych można odmówić występu. Może tylko pediatrom. No więc nie odmawiam. A wszystko w nadziei, że dzięki temu rodzina nie będzie musiała odmawiać pacierza zbyt szybko. Oczywiście za mnie. Choć jak się tak dobrze zastanowić to przecież większość ludzi nie żyje. Mało tego, ludzie stają się ważniejsi po śmierci. Fryderyk Chopin żył 39 lat. A znany był, powiedzmy, lat 20. A po śmierci? Jest znany 163 lata. Są artyści, którzy sławni stają się dopiero po śmierci. Wtedy dopiero się ich docenia. Być może dlatego, że już nic nowego nie stworzą i przestają być konkurencją dla żyjących. Choć można sobie wyobrazić artystę tak wspaniałego, że nawet po śmierci go nie doceniono!! To pociecha dla wielu z nas. Przepraszam. Miało być o dniu serca. Zacytuję więc wierszyk, który napisałem i wyśpiewałem (w charakterze utworu piosenkopodobnego) podczas mojego występu w „Dniu serca”

Dziś „Dzień Serca” trudna rada,
Trzeba sobie cukier zbadać
Ograniczyć złe jedzenie,
Oraz zadbać o ciśnienie
To nie koniec bo jakoby,
Ma być też i dzień wątroby
I śledziony oraz płuc,
Oj wytrzymać te dni móc!
Raz mi Heniek rzekł z Gołdapi
„By wytrzymać trza się napić
I to zaraz już ! Nie zwlekać !”
I co będzie ? „Dzień człowieka!”
Tu wierszyk miał się skończyć. Kiedy jednak się dowiedziałem, że
90% mężczyzn po zawale przede wszystkim pyta lekarza o możliwość
uprawiania seksu dopisałem jeszcze jedną zwrotkę :
A jak dam wypijesz zdrowie
Zrobisz sobie i „dzień kobiet”
Potem w domu użyj męstwa
I osiągniesz „Dzień Zwycięstwa!”



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.