19 kwietnia 1943 roku wybuchło powstanie w getcie warszawskim. Przez dwa tygodnie ponad dwustu bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej walczyło przeciwko tysiącom Niemców. Udało się też przeżyć ledwie kilkudziesięciu – na początku maja przedarli się kanałami na drugą stronę muru otaczającego getto.
Wśród wychodzących był Marek Edelman, dziś 89-letni, ostatni żyjący dowódca powstańców, a potem żołnierz powstania warszawskiego, wspaniały lekarz, działacz opozycji demokratycznej i człowiek, który po dziś dzień walczy w obronie ludzi prześladowanych na całym świecie, a na jego przykład powołują się Bill Clinton, Vaclav Havel czy Dalajlama.
*
Z Edelmanem rozmawia się ciężko… – Co ze mną było po wojnie. Jak to co? Codziennie miałem inną kochankę, a w święta to nawet dwie. Co za pytanie? Na medycynę poszedłem po wojnie z przypadku. Zapisali mnie znajomi. Wtedy większość chorych – tych poważniejszych przypadków – była skazana na śmierć. Lecz my stworzyliśmy zespół, który w Łodzi zaczęto nazywać „oddziałem wskrzeszeń”, bo udawało nam się reanimować wielu chorych, którzy wydawali się być bez szans.
Tak było ze śliczną Bogusią, która zatruła się talem z trutki na szczury. Budzi mnie kolega w nocy i mówi: „Marek, przywieźli młodziutką dziewczynę, 18 lat, przepiękna, zatruła się talem”. Ja na to: „Daj mi spokój”. A on: „Ale idź, zobacz, jaka ładna”. Poszedłem. Faktycznie śliczna, blondynka taka – „krow z małakom”. Ona przyszła do domu i była głodna. A talu wtedy używano w trutce na szczury, która wyglądała jak marmolada. Ona sobie taką marmoladą grubo posmarowała dwa kawałki chleba i zjadła. No i po paru godzinach była gotowa, miała straszne bóle, zaczęły się porażenia. Ale co mogę zrobić z zatruciem talem? Pomodlić się, a że jestem niewierzący, więc nie mam u Pana Boga protekcji, tak? Ale poszedłem do aptekarza i pytam go: „Panie magistrze, jaka jest odtrutka na tal?” On mi na to coś mówi. A ja na to: „Dobrze, ale czy to podziała?” On mówi, że nie podziała. „A co może podziałać?” „Ja nie wiem, ale kiedyś mi profesor jakiś powiedział, że jest taki środek, który wiąże się z talem”. Więc pytam „Ma pan ten środek?”. On mówi: „W jakim rozcieńczeniu?” Ja: „A kto to wie?” I zrobił jakieś 200 centymetrów tego niewypróbowanego jeszcze leku. Śmierdziało okropnie. Wzięliśmy tę dziewczynę, włożyliśmy ją do dyżurki i kroplówka. Pierwszy dzień nic nie pomogło, ale się nie pogorszyło. Drugi dzień nic nie pomogło. Trzeciego dnia bóle zaczęły być mniejsze, włosy zaczęły wypadać, jak to zwykle w zatruciu talem. Zrobiła się łysa, ale już nie krzyczała, nie bolało ją, zaczęła ruszać palcami. Po dwóch tygodniach poszła do domu. No i już. Zginęła nam z oczu, ale za pół roku przed szpitalem spotykamy dziewczynę o pięknych włosach. Bogusia. W medycynie, najważniejsze to umieć patrzeć na chorego. Spojrzysz na niego i wiesz, czy on jest do życia, czy do śmierci... Ale najlepiej nie oddawać się lekarzom w ręce.Najlepszym nawet.
*
W 65 rocznicę powstania ukazują się właśnie „Marek Edelman. Życie. Po prostu” – książka, monodram i film dokumentalny (emisja wkrótce) poświęcone tej niezwykłej postaci.
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.