W Krakowie na Kazimierzu ustawiono Gaduławkę. Jest to ławka, jak sama nazwa wskazuje, do gadania. Inicjatorzy tego pomysłu tłumaczą, że ławka jest głównie, jak to się teraz ładnie mówi, dedykowana ludziom starszym i samotnym. Napis na ławce zachęca: „Jeśli masz ochotę na rozmowę, usiądź na tej ławce i poczekaj, aż się ktoś dołączy”. I nic więcej. Nie ma określonego czasu wyczekiwania ani tematu rozmowy. I to błąd. Dobrze by było, określić czas oczekiwania.
Powiedzmy, jest taka sytuacja: na ławce siada mężczyzna. W ręku trzyma Gazetę Wyborczą. Siedzi i czeka. Przychodzi kobieta w moherowym berecie. Siada. Cisza. Nikt nic nie mówi. Pyta kobieta: „Czemu pan nic nie mówi?”. Na to mężczyzna: „Czemu pani nic nie mówi? Kobiety mają pierwszeństwo”. Na co kobieta: „Ja stosuję się do zaleceń wypisanych na ławce – jeśli masz ochotę na rozmowę, poczekaj aż ktoś dołączy”. Mężczyzna: „Ale ja już jestem tutaj”. Kobieta: „Ja zgodnie z zaleceniem czekam, aż ktoś dołączy”. Mężczyzna: „Ja już dołączyłem”. Kobieta: „Nie, to ja dołączyłam. Pan już tu był”. Mężczyzna: „Przecież nie ważne jest, kto tu jest pierwszy, ważne jest, by rozmawiać”. Kobieta: „No właśnie rozmawiamy”. Mężczyzna: „Ale chyba nie będziemy rozmawiali o tym, kto siedział na ławce, a kto przyszedł”. Kobieta (spoglądając na gazetę trzymaną przez mężczyznę): „To jest jedyny temat, na który mogę z panem rozmawiać!”. Przestali rozmawiać, siedzą dalej.
Po chwili mężczyzna: „Będzie pani tu tak siedzieć? Wkoło jest sporo innych ławek, na których może pani siedzieć, ta jest ławką do rozmawiania, proszę stąd iść, może ktoś do mnie dołączy”. Kobieta na to: „A może ja czekam, żeby do mnie ktoś dołączył?”. Mężczyzna już troszkę podirytowany :„Proszę pani ja tu siedziałem pierwszy!”.
No i cóż? Po tej odzywce orientujemy się, że my Polacy dawno już mieliśmy takie gaduławki. I nie jest to pomysł, jak podano, Brytyjczyków. Mieliśmy takie gaduławki bez ławek. W kolejkach. Okrzyk: „Ja tu stałem pierwszy” pochodzi z tamtych czasów. Dziś na razie mamy kolejki na pocztach, ale mogą się pojawić następne, jeśli dalej będziemy tak zmierzali ku przyszłości, jak ostatnio nam się zdarza.
Na Gaduławce obok polskiego napisu zachęcającego do skorzystania z niej jest jeszcze napis po angielsku: „Sit here if you don’t mind someone stopping to say hello”. Co oznacza: „Usiądź tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko, żeby ktoś się przywitał”. I wystarczy. Nie ma nic o rozmowie tylko o przywitaniu. Co prawda w naszym podzielonym kraju i to może być powodem do konfliktów. Ktoś powie: „Pochwalony”, a ktoś inny „Cześć” i konflikt gotowy.
Proponowałbym listę tematów do rozmowy. Przed ławką mógłby stać pulpit, na którym wybierałoby się temat. Z podziałem na wiek. Dla najstarszych tematy: wnuki, zdrowie, drożyzna. Ten ostatni temat może dotyczyć wszystkich grup wiekowych. Zmieniałby się tylko przedmiot drożyzny. Od piwa do lekarstw. Dla nieco młodszych: dzieci, samochód, wczasy. Dla młodych: Instagram, Facebook, piwo.
I napis: „Nie chcesz rozmawiać, to mamy dla Ciebie propozycję: »Life in Krakow.pl«.” ♦
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.