Piwnica na dobre i na lepsze

Autor: Witold Bereś

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 3/22/2007

Pamiętam jak pod koniec lat 70. wymknąłem się do zakazanej Piwnicy, gdzie – jak babcia mawiała – była jeno ruja i poróbstwo. Ale i ci, którym ruja i poróbstwo nie szkodziły, przekonywali, że Piwnica to trup, a artyści skończyli się z odejściem Demarczyk. Dziwnych terminów nie rozumiałem, więc poszedłem. I do dziś nie żałuję. Choć nadal słyszę: - Daj sobie spokój z tą piwnicą, skończyła się wraz z odejściem (tu wpisać: Turnaua, Szałapak, Preisnera…).

G (uzik) prawda! Nie dajcie się zniechęcić – do Piwnicy nadal warto chodzić, by nurzać się w dwu-, a czasami czterogodzinnym spektaklu w oparach kpiny, spleenu, gorzały i wawelskiego smok(g)u, a nad ranem wrócić bogatszy o osobowość przygodnej artystki (artysty) i uboższy(a) o dwa centymetry grubości portfela.

*

Wieczór w „Piwnicy pod Baranami” na Rynku w Krakowie, jak zwykle w ciasnej salce, gdzie duszno, tak naprawdę niczym nie różni się od tych sprzed lat dziesięciu, trzydziestu czy nawet pięćdziesięciu. Pewnie – na widowni ludzie inni, żarty inne, artyści inni na pewno, a nawet wódka w barze – inna, nie jakaś „żytnia z kłoskiem”.

Ale atmosfera wolności, kpiny, piosenki i poezji – bez zmian.
Choć każdy wieczór zaczyna się smutnawym „Przychodzimy, odchodzimy / leciuteńko na paluszkach…”, to ostrej kpiny nie brakuje. Kto powiedział, że uwielbiamy drwić tylko wtedy, gdy jesteśmy w trudnej sytuacji? „Gdańsk” – mówi twórca super serwisu Piwnicy, Krzysztof Janicki – „wiemy, że to właśnie przodek Tuska zabił Abla”. Albo: „Watykan. Watykańska kongregacja do spraw wiary żąda od ojca Rydzyka, żeby nie wtrącał się w wewnętrzne sprawy Kościoła”. Albo: „Paryż. Jedyna polska płatna autostrada Kraków – Katowice została włączona jako odcinek specjalny do przyszłorocznego rajdu Paryż – Dakar”.
Jest też i piosneczka, wdzięcznie się kończąca: „Tu leży PiŚ, zaatakowany podle / Przechodniu, przystań i się o…”.

*

Dawno temu był „Grande valse brillante” i „Na moście w Avignon”, potem „Cichosza” i „Erotyczne r”. Kiedyś Wiesław Dymny i Ewa Demarczyk. Potem Grześ Turnau i Ania Szałapak. Dziś Krzysztof Janicki oraz piękna Karolina Kalinowska. I nadal: Ewa Wnukowa, Halina Wyrodek i Leszek Wójtowicz. Dziś konferansjerem Marek Pacuła. Kiedyś: Piotr S. Pacule nie można zazdrościć – każdy, bowiem wie, że Skrzynecki to człowiek, którego nie tylko w Piwnicy nikt nie zastąpi – on po prostu należy do kategorii Polaków niezastępowalnych.

*

Dlatego, choć Piotra S. brakuje, to, gdy nadchodzi ta chwila, gdy kończy się tysiąc któryś tam wieczór piwniczny i zaczyna się Dezyderata (hymn – słynny wiersz Maxa Ehrmanna z 1927 roku, manifest hippisów lat 60., i dobrego życia: „Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat”), ty wiesz zacny widzu, że wieczór ci się udał. I wywalenie 50 zet na bilet to inwestycja w przeżycie naprawdę fajne.

Tym bardziej, że Piotr S. przecież wieczorowi zawsze się przysłuchuje…



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.