Profesor G.

Autor: Witold Bereś

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 3/25/2008

Profesor G.

Niewielu ludzi w Polsce było ofiarą równie czarnego PR. Że polityk kuluarowy. Że przemądrzały. Że pozbawiony poczucia humoru. Że jajogłowy, oderwany od życia. I te ciężkie – że kryptokomunista i zdrajca.

No i te najbardziej łajdackie określenia – antysemickie.

To charakterystyczne, że Profesor przez wiele lat, w ogóle nie mówił o swej przeszłości, by wreszcie mówić o niej bardzo skąpo. Kiedy niedawno nagrywałem go do filmu o Marku Edelmanie poprosiłem, aby stanął przed resztkami czarnego muru getta, zza którego wystają szklane wieże nowej Warszawy. Stanął, wyraźnie się wzruszył i zaczął nagle mówić: "Tu odnajduję miejsca, w których mieszkałem, miejsca którymi chodziłem. Pamiętam szlak na Umschlagplatz, którym szedłem gdy byłem prowadzony na śmierć…".

Czy ktoś potrafi sobie uczciwie wyobrazić traumę, którą musiał odczuwać ten człowiek?

Ale dla Polski bardziej brzemienna była jego działalność w "Solidarności" – gdy najpierw jedzie do stoczni w sierpniu 1980 roku z listem poparcia od intelektualistów, a potem zostaje jednym z najbliższych doradców Wałęsy. Dwa lata przed jego tragiczną śmiercią długo rozmawiałem z nim o tym, co się nam udało. Choć doskonale pamiętam entuzjazmu czerwca 1989, gdy przy pomocy kartki wyborczej zrobiliśmy więcej niż karabinami, o wielu rzeczach nie pamiętam. Jak choćby o tym, że gdy komuniści się dowiedzieli, że Geremek startuje do Sejmu z Suwałk, śmiali się, że go koledzy w Solidarności nie lubią, bo na północy szanse mają tylko ludzie władzy. Jak opozycja nie miała nie tylko pieniędzy i doświadczenia w wyborach, ale i sama spodziewała się, że dostanie góra połowę możliwych głosów. W Europie wschodniej panował jeszcze komunizm, u nas były oddziały radzieckie, zachodnią granicą Moskwy było NRD. "A jednak się nam udało!" – mówił z błyskiem w oku Geremek.

To podczas tej rozmowy przekonałem się naocznie, że Profesor Bronek – jak sobie żartowano – jest nie tylko mądry, ale i dowcipny, nie zadzierający nosa i krytyczny wobec siebie. "Popełniliśmy tyle błędów… - powtarzał – a ja już w szczególności. Ja myślałem, że nie będzie w Polsce postkomunistów…". I jak się śmiał sam z siebie, że ma taką wadę, że nigdy nie odważyłby się być na pierwszej linii, co doskonale wyłapał Wałęsa, gdy na jednej mszy Solidarności w Gdańsku krzyknął do księdza ustawiającego krzesła dla VIPów: "Księże kanoniku, dla pana Geremka drugi rząd!".

Nawet gdy padło pytanie, dlaczego jest tak nieznośnie poprawny, zaśmiał się: "Otóż ja bluzgam do środka. Ja się zawsze boję, że jeżeli kiedyś będę miał operację i będę uśpiony, i lekarze, a zwłaszcza kobiety usłyszą…".

Lecz gdy pytałem go, co myśli o III RP i jej krytyce, zażartował: "Myślę tak: całkiem to jeszcze nowe, nieużywane… Dlaczego to niszczyć? Zresztą: czy na pewno to III RP coś zawiniła? III RP stworzyła nam sytuację wolności, tylko, że my z tego daru wolności, jak to określił ksiądz Tischner, nie potrafiliśmy w pełni skorzystać".





Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.