Proroctwa się spełniają, czyli felieton antyklerykalny

Autor: ks. Kazimierz Sowa

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 1/69/2021

Św. Paweł (prywatnie mój ulubiony Apostoł) w jednym ze swoich listów napisał znamienne słowa: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor. 10,12). Wracają one do mnie po tym niezwykłym i zaskakującym 2020 r., który szczęśliwie mamy już za sobą. Roku, który miał być ciekawszy od poprzednich, w którym mieliśmy być cały czas piękni, młodzi i bogaci. Wydawało się, że stoimy na twardym, a tymczasem szybko wszyscy upadliśmy. 


Jeden mały wirus (no dobra, nie był on taki mały, zwłaszcza w skutkach) w parę tygodni wywrócił wszystko do góry nogami. Musieliśmy się nauczyć wielu rzeczy od nowa. Inaczej pracować, studiować, czasem także inaczej (jeśli w ogóle to się udawało) zarabiać na życie, a nawet inaczej się modlić. Puste kościoły, znane co najwyżej z wakacyjnych podróży, stały się prozą życia także dla polskiego katolika. Jakby tego było mało, miniony rok okazał się najbardziej dramatycznym, a wręcz tragicznym rokiem w najnowszej historii Kościoła w Polsce. I - paradoksalnie – nie był to skutek pandemii, ile zwyczajnej ludzkiej pychy i kłamstwa, czyli grzechu. Afery pedofilskie wstrząsnęły naszym kościelno–katolickim światem od biskupich pałaców po proboszczowskie plebanie. Przyszło zakwestionowanie autorytetów, co nawet nie ominęło postaci symbolicznych czy wręcz świętych! Potem uliczne manifestacje wykrzykujące niezbyt eleganckie słowo na „wy" złączyły Kościół i księży w jedną paczkę z rządzącymi, karząc ich tym samym za lata nieukrywanego przecież mariażu tronu z ołtarzem. Na dodatek ludzie dzięki pandemii (co to znowu za paradoks!) przekonali się, że kazanie z Internetu czy liturgia oglądana w telewizji daje człowiekowi większą satysfakcję i pożytek niż ciągłe słuchanie kazania swojego proboszcza czy zanudzającego co niedzielę wikarego. Nagle, mogliśmy się stać częścią jakiejś wirtualnej wspólnoty z tysiącami podobnych wiernych nie tylko koło nas, ale wręcz na całym świecie. 

 

Na efekt tego policzenia się na nowo nie trzeba było długo czekać - świeccy nabrali odwagi. Jedni opublikowali list – apel do papieża, w którym poskarżyli się na niektórych biskupów, inni żywo dyskutowali wieczorami na zoomach i teamsach, żeby przygotować wielki kongres katolicki. Zaczęliśmy szybko nadrabiać zaległości w myśleniu o tym, że ode mnie też (i to niemało!) zależy, nawet w Kościele, choć do tej pory zwykle wszyscy czekali na to, co powie „góra”. Oczywiście czeka nas jeszcze nie jedno trzęsienie kościelnej ziemi, ale głowa do góry!

 

Po okresie niekończących się „tłustych lat” polskiego Kościoła przychodzą prawdopodobnie lata chude, a my musimy przestać przypominać, jak to mówi o. Maciej Zięba, wypasionego i znudzonego kocura i zacząć się zwyczajnie ruszać! Tak jak popandemiczny czas przynosi nowe rozwiązania w biznesie i polityce, tak nowa dekada przyniesie nowe, zupełnie inne czasy dla Kościoła i wiernych. Papież Franciszek w książce wydanej na Boże Narodzenie 2020 napisał przestrogę, że po pandemii nic już w Kościele nie będzie takie samo, a jak ktoś nie będzie umiał tych nowych czasów przyjąć i w nich się odnaleźć, to zwyczajnie przegra. Czytając te jego słowa przypomniałem sobie innego papieża, Benedykta XVI, który mając zaledwie 40 na karku, jako młody wciąż naukowiec ponad pół wieku temu zapytany w 1967 r. o chrześcijaństwo przyszłości odpowiedział: „Kościół będzie wspólnotą bardziej uduchownioną, nie wykorzystującą mandatu politycznego, nie flirtującą ani z lewicą, ani z prawicą. Przed Kościołem bardzo trudne czasy. Prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy (…) Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku.”

 

Chciałbym, żeby te prorocze słowa czytali i powtarzali sobie biskupi, księża oraz wierni każdego dnia, bo jako chrześcijanin, katolik, a także ksiądz wiem, że proroctwa się spełniają. ♦



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

W CX News nr 1/69/2021 opublikowano również: