Pozornie o Kopalni Soli w Wieliczce wiemy wszystko – piękne wnętrza, dumna natura, burzliwa historia. Że zabytek skali światowej. Że najczęściej odwiedzane w Polsce turystyczne miejsce. Że bankiety i zdrowe powietrze. Ale nie czarujmy się – patrzymy na tę kopalnię jednak dosyć stereotypowo. Dlaczego? Bo do kopalni soli w Wieliczce każdy jedzie zwykle dwa razy w życiu: pierwszy raz jako dzieciak, drugi – jako dziadek z wnukiem. To zrozumiałe, bo kopalnia ma przede wszystkim wizerunek wielkiego, bajkowego skarbu. A jak bajki i skarb – to dzieci.
Tymczasem na to miejsce można patrzeć również z innej perspektywy – zaciekawionych Polską dorosłych. Bo kopalnia soli w Wieliczce jest niezwykłym punktem nie tylko dla dzieciaków i obcokrajowców. I nie tylko znakomite przedsiębiorstwo turystyczno-rozrywkowe. Jest coś jeszcze, co może skłonić do częstszych odwiedzin: historia. Bo kopalnia soli (czy, piękniej mówiąc, wielicka żupa) to miejsce niezwykłe poprzez historię. I nie tylko o historię jej samej. Rzecz w losach dwóch miast z sobą silnie związanych – Wieliczki i Krakowa (jak to pisano w XIX-wiecznym podręczniku brytyjskim: „...nieopodal Wieliczki leży królewskie miasto Kraków”), w losach regionu (Galicji, Małopolski), Polski czy – wręcz – Europy.
Średniowieczna żupa to fundament siły Polski odbudowywanej po rozbiciu dzielnicowym. Żupa w wieku XVI i XVII to miejsce, gdzie na soli rosną największe fortuny Rzeczpospolitej Obojga Narodów. A sama ówczesna Wieliczka to takie Klondike z epoki gorączki złota -przemoc, kradzieże, napady, kobiety lekkich obyczajów i karczmy. Koniec Polski przedrozbiorowej oznacza również zwolna upadek kopalni i miasta. Za to czasy austriackich zaborów to już saliny również jako miejsce turystyczne, do którego pielgrzymuje cała Europa. W historii tej żupy i toczącego się wokół niej świata, niczym w retorcie średniowiecznego alchemika poszukującego kamienia filozoficznego, możemy znaleźć wszystkie ingrediencje esencji polskich losów, z polską wielkością i małością włącznie. Lub, jak kto woli, wszystkie elementy scenariusza filmu płaszcza i szpady ze złotem, przemocą i seksem. A w tle zawsze jest to, co dla kopalni najistotniejsze: sól...
To wielickie białe złoto jest siłą sprawczą wielkich decyzji, jak i drobnych ruchów politycznych. Inspirację dla wielkich ambicji, ale i źródłem pychy. Pożywką dla najmocniejszych ludzkich emocji: chciwości, zazdrości, nienawiści, ale też solidarności i miłości. Więc taką historię soli warto przypominać, by odkryć jeszcze jeden powód podróży do współczesnej Wieliczki: ciekawość dawnych czasów. Historie, które są opisane w książce pt. „Opowieści szelmowskie -O wieliczce i soli dla dorosłych” są opowiadaniami historycznymi. Opowiadaniami, a zatem fikcją, w której spotykają się ludzie, którzy tak naprawdę się nie spotkali. Jednak z tego, że opowiadania te są efektem zmyślenia nie znaczy, że są nieprawdziwe: szczegóły, kontekst, a nawet cytowane dokumenty są jak najprawdziwsze.
Ale najważniejsze o czym się dziś zapomina, myśląc: kopalnia w Wieliczce, to fakt, iż jest to miejsce żywe. Tętniące emocjami. Ludźmi, którzy tu wspaniale pracują, dbając o ów zabytek. Ale i milionami turystów, którzy wnoszą tu także swój świat. I wszyscy tym miejscem są oczarowani. Bo jest to miejsce, w którym można się zakochać. I to nie tylko w sensie miejsca, ale i w sensie ludzi, których tu można spotkać.
Ba, można zakochać się w Bieliczce – Białej Damie? Do czego Autor niniejszym serdecznie namawia :).

Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.