W Polsce, czyli na miedzy
Autor: Witold Bereś
Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 3/19/2006
„Skąd się wzięły dziury w serze?” pytał Brzechwa w bajeczce. Dzięki niemu dziatwa dorastała w radości i cieple, a głupich pytań nie było, były tylko głupie odpowiedzi. Szczęście ma Brzechwa, że nie dożył IV RP, bo okazałoby się, że pisałby bajeczki dla polityków. A najpopularniejsza strofa zaczynałaby się: „Skąd się biorą pieniądze w portfelu?”. Tak, tak. Wielu polityków sądzi, że pieniądze biorą się z bankomatu. Podchodzi się do takiej dużej ściany, mówi „Sezamie otwórz się!”, a ściana wypluwa banknoty w wystukanej liczbie.
Miało być tanie państwo, a jest stacja Włoszczowa, bezsensowna z ekonomicznego punktu widzenia. Ale w rządowych „Wiadomościach” TVP nie brakuje głosów: „Przecież ze społecznego punktu widzenia należy pomóc mieszkańcom małej miejscowości, aby mogli wyrwać się z niej w świat!”. Taaaak? Dziennie ze stacji korzysta około trzech osób. To rocznie 53.400 złotych przychodu (nie liczmy już kosztów wyprodukowania biletów). Sam peron kosztował trzy miliony, a dojazd, który się do niego robi, będzie kosztował jeszcze siedem. Razem dziesięć. Po ilu latach się zwróci ta inwestycja? Po 187 (słownie: stu osiemdziesięciu siedmiu)! Psiakrew – to zabory trwały krócej, a ich koszty płacimy po dziś dzień. Polskie Koleje Państwowe są utrzymywane z budżetu państwa, stacja we Włoszczowej – z budżetu gminy. A oba te budżety to pieniądze podatników, również tych z Włoszczowej! Może ktoś by im wytłumaczył, że za taką kasę, to można by im stworzyć raj w największej dziurze, zamiast fundować bilet na wyrwanie się z niej do raju?
Ale dlaczego czepiać się mieszkańców, skoro reprezentanci narodu to ekonomiczni Staś i Nell z „Pustyni i w puszczy”? Wicepremier Endrju znowu wyskoczył z koncepcją zasiłku dla biednych ludzi w Polsce w wysokości 800 złotych miesięcznie. Wicepremier twierdzi, że dodatkowe pieniądze można by znaleźć w podniesieniu akcyzy na paliwa czy alkohol. Taaak? Właśnie Ministerstwo Finansów przeprowadziło rzetelne obliczenia, z których wynika, że co trzecia złotówka pobierana z podatku VAT idzie na obsługę kosztów. W liczbach wygląda to jeszcze gorzej: skarb państwa ma zarobić 85 miliardów na podatku VAT, a utrzymanie armii urzędników zajmujących się poborem podatku będzie kosztowało 30 miliardów. To suma równa deficytowi budżetowemu i trzem procentom PKB! Słowem – gdyby z dnia na dzień zlikwidować VAT, Polska stałaby się gospodarczym tygrysem Europy bez długu publicznego! O takich szczegółach jak uniknięcie afer z wyłudzaniem VATu czy ograniczenie strat przedsiębiorców wynikających z marnowania czasu na wypełnianie papierków – nawet nie mówmy. A dlaczego w USA benzyna jest o połowę tańsza? M.in. dlatego, że nie ma tam podatku VAT.
To ciekawe. Żeby leczyć, trzeba mieć ukończone studia, żeby prowadzić samochód – trzeba zdać egzamin na prawo jazdy. Ale by rządzić, wystarczy obiecać wyborcom pieniądze.
Skąd? A, z bankomatu.