Przysłowia mądrością narodów? Tak? To czegóż dowiadujemy się o sobie z przysłów, które dotyczą tak ważnych elementów życia jak higiena, zdrowie, czy edukacja?
Czujesz w tramwaju smrodek współpasażerów? Nie dziw się. „Częste mycie skraca życie”. „Kto się umywa tego ubywa”. „Świnia się nie myje, a żyje”. Trzeba profilaktycznie chodzić do lekarza? Po co, są lepsze sposoby. „Gotowe zdrowie, kto chorobę powie”. „Jak Bóg ma dać zdrowie to pomoże i łajno krowie”. Więc na pewno cenimy wykształcenie! Czyżby? „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. „Choćby cię smażono w smole nie mów, co się dzieje w szkole”. I wreszcie: „Obyś cudze dzieci uczył”.
Szczególnie ten ostatni przykład jest ciekawy. Od lat wiemy, że nie ma nic gorszego od szkoły i nauczania. Ale żeby niepodległe państwo polskie dokładało swoje cegiełki do budowania niskiego prestiżu szkoły? Tego mógł dokonać tylko Roman G.
O co chodziło w reformie oświaty? O to, żeby dzieciakom z każdej części Polski dać takie same szanse na zdobycie świadectwa dojrzałości. W tym roku nowa matura zaczęła obowiązywać i od razu nie zdał jej co piąty uczeń. Nic dziwnego. Choć wiadomo o niej od lat, to w szkołach nadal zmusza się do kucia miast kojarzenia faktów. A o poziomie kucia nie ma nawet co mówić…
Do boju ruszył więc minister G. Zauważył, że wyniki te świadczą o kryzysie edukacji. Czy zatem zapowiedział jej naprawę? Nie. Minister od edukacji (a zatem i od WYCHOWANIA) zapowiedział, że maturzyści, którzy nie zdali egzaminu z jednego przedmiotu, a w sumie mieli średnią powyżej 30 proc., - otrzymają świadectwo maturalne! Jakieś 50 tysięcy uczniów zda egzamin, choć go nie zda! Ponieważ logika jest silną stroną wszystkich rządów RP, te argument zabolał słabiej. Niech mi jednak ktoś powie, jak szkołami dawać wzór młodym ludziom, skoro promuje się obniżenie standardów, działanie prawa wstecz i niesprawiedliwe traktowanie tych, którzy egzamin zdali bez pomocy ministra?
A to nie wszystko. Ministerstwo chce też wprowadzenie mundurków szkolnych, wychowania patriotycznego, mniejszej liczby lekcji wychowania fizycznego i oceny z religii wliczanej do średniej ocen.
Nie chcę wchodzić w debatę jak zrobić dyktando z patriotyzmu i czy można wierzyć w Trójcę Świętą na dostateczny czy na bardzo dobry. Ale czy MEN nie ma poważniejszych problemów? Co z fatalnym uposażeniem nauczycieli i poziomem nauczania? Jak zdobyć pieniądze na komputeryzację szkół? Jak zapewnić bezpieczeństwo uczniom? Ale nie, to nie są prawdziwe kłopoty szkoły. Do prawdziwych należą fartuszki i urażone ego ministra.
Słynne są słowa kanclerza Zamoyskiego, który w akcie fundacyjnym Akademii napisał „Takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie”. Patrząc na to, co proponuje ekipa zarządzająca MENem, lepiej się pocieszać sentencją Herberta Hoovera: „Niech będą błogosławione młode pokolenia, albowiem to one odziedziczą dług państwowy”.
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.