Wielkanocne dywagacje

Autor: Zbigniew Mazgaj

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 1/59/2017

Wielce Szanowni Państwo! 
Wielkanoc kojarzy się nieodparcie ze świętem Pesach, to zaś z wielką peregrynacją z Kemet1 do Erec Israel2. Postanowiłem pochylić się nad tą opowieścią, przy czym moja subiektywna egzegeza ograniczy się tylko do aktu wyjścia, z pominięciem wszelkich zjawisk nadnaturalnych. A zatem do dzieła! 

Primo: Czy to mogło się wydarzyć? 
Pierwszą wskazówkę daje Księga Wyjścia: Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses3. Istotnie, Ramses II nakazał budowę miasta Pi-Ramses4 nad wschodnią odnogą delty Nilu. Było to nie tylko „miasto na skład”, lecz przede wszystkim stolica imperium. Drugą wskazówkę zostawił jego następca, Merenptah. Stłumiwszy bunty, które wybuchły po śmierci ojca, rozkazał uwiecznić swoje dokonania na kamiennych stelach, antycznym odpowiedniku Twittera. Jedna z nich przetrwała do naszych czasów i odczytano na niej zdanie: Izrael jest zrujnowany […]. Ergo, za Merenptaha Izraelici niewątpliwie byli w Kanaanie, zaś sześćdziesiąt siedem lat panowania Ramzesa II to dość czasu na exodus. 

Secundo: Skala fenomenu. 
I wyruszyli Izraelici z Ramses ku Sukkot w liczbie około sześciuset tysięcy mężów pieszych, prócz dzieci. No i jest kłopot. Nie dość, że pominięto połowę populacji (kobiety!), to w następnym wersie czytamy: Także wielkie mnóstwo cudzoziemców wyruszyło z nimi, nadto owce i woły, i olbrzymi dobytek. Czyli, lekko licząc, jakieś półtora miliona dusz! Taka masa ludzi idących przez pustynię pieszo z dobytkiem na plecach, dziennie potrzebowałaby minimum trzech basenów olimpijskich wody pitnej! A jeszcze te owce i woły i tony fekaliów… Jeżeli nie zabiłoby ich pragnienie, to morowe powietrze. Słowem: skoro przeszli przez pustynię, to musiało być ich dużo mniej. Góra kilka tysięcy, reszta to licentia poetica. 

Tertio: Nie wyszli po angielsku.
Synowie Izraela uczynili według tego, jak im nakazał Mojżesz i wypożyczali od Egipcjan przedmioty srebrne i złote oraz szaty. A kiedy już było po wszystkim: Bóg więc prowadził lud okrężną drogą pustynną ku Morzu Czerwonemu, a Izraelici wyszli uzbrojeni z ziemi egipskiej. Cóż, owe „wypożyczki” to rozboje i grabieże. Tylko jak mogli się ich dopuścić zabiedzeni, babrzący się w błocie niewolnicy pod nosem królewskiego garnizonu w Pi-Ramzes? Toż Egipt był wówczas u szczytu potęgi! No i skąd wzięli broń? 

Quatro: Chyba, że… było całkiem inaczej. 
Egipcjanie byli pragmatyczni, inaczej nie zbudowaliby imperium. Miast wodzić się za łby z ościennymi nomadami, pozwalali im osiedlać się na skraju Delty i korzystać z wody i pastwisk w zamian za ochronę pogranicza. Niosło to pewne ryzyko, wszak owi barbary byli uzbrojeni i niekoniecznie lojalni. Hyksosi, korzystając z panującego zamętu, przejęli nawet na sto lat kontrolę nad Dolnym Egiptem. W moim ujęciu alternatywna wersja exodusu jawi się prosto: jakieś semickie plemię połaszczywszy się na szybką kasę złupiło kilka miasteczek, po czym uciekło przez Yam Suf (hebr. Morze Trzcin – pas słonych mokradeł i jezior ciągnący się pomiędzy Egiptem i półwyspem Synaj) wiedząc, że ścigające je rydwany faraona utonęły by tam w błocie. Wszak doskonale znało pogranicze… 

Tak, tak, Moiściewy! Zważcie, że Pięcioksiąg spisano siedem wieków po Mojżeszu w czasach „niewoli babilońskiej”. Jak powietrze potrzebna była wówczas epopeja budująca tożsamość religijną i narodową. Wybór ulubionej wersji pozostawiam, rzecz jasna, Waszemu łaskawemu osądowi. 

Z.M. 

P.S. Morze Czerwone pojawiło się w tej historii wskutek błędnego tłumaczenia hebrajskiego Yam Suf na grekę. I ciągnie się za nią od starożytności…
 
pustynia 



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.