Jeszcze całkiem niedawno pojęcie lockdownu zdawało się być abstrakcyjnym, niewielu o nim słyszało, a jeszcze mniej doświadczyło. Aż przyszedł marzec 2020! Niemalże z dnia na dzień musieliśmy odrobić lekcję ekonomii: wszyscy i od razu w wersji hardcorowej. Liczę jednak, że okres restrykcyjnych obostrzeń już za nami. Teatr Bagatela gra na pełnych obrotach przy komplecie widowni. Szanowna Publiczność tęskniła za sztuką, której może doświadczać bezpośrednio i jest to mocno krzepiąca konstatacja.
Trzeba jednak przyznać, że ilość materiałów związanych z kulturą, które ukazały się w wirtualnej przestrzeni w trakcie pierwszego ekstremalnego lockdownu, była ogromna. Ich obfitość i różnorodność pozwoliły wielu, w tym rzeszy odbiorców wcześniej niezbyt aktywnie uczestniczących w życiu kulturalnym, zapoznać się z najrozmaitszymi dokonaniami poszczególnych instytucji. W Bagateli sięgnęliśmy do swoich archiwów oraz na bieżąco przygotowywaliśmy interesujące wydarzenia udostępniane online. W rezultacie do tej pory na teatralnym YouTubie można słuchać przez 26 godzin (sic!) „Komediantki” Reymonta, „Ani z Zielonego Wzgórza” czy baśniowej klasyki dla dzieci. Czytają nasi aktorzy, którzy na przekór covidowym ograniczeniom z entuzjazmem i ogromną chęcią do pracy nagrywali w domach poszczególne odcinki. W czasie niegrania powstał także krótki film, będący oniryczną opowieścią o magii teatru nocą. Nasza wybitna aktorka Urszula Grabowska odkrywa pomieszczenia i zakamarki na co dzień pilnie strzeżone przed okiem widza. Najtrudniejszym, bo szalenie niestabilnym i nieprzewidywalnym okresem był czas od jesieni 2020, kiedy żaden teatr nie wiedział, jaką przyjąć strategię działalności. Niejasne i spóźnione komunikaty, zawieszanie, odwieszanie, 25% widowni, później 50%, teatry pierwsze do zamknięcia i ostatnie do otwarcia, słowem - spotęgowany chaos, w którym musieli odnaleźć się zarówno odbiorcy, jak i twórcy kultury. W Bagateli przyjęliśmy za dewizę słowa Wojciecha Młynarskiego i po prostu robiliśmy swoje. Graliśmy spektakle dla publiczności wtedy, kiedy to było możliwe, a reżyserzy w reżimie sanitarnym na 200% prowadzili próby spektakli. Mikołaj Grabowski wyreżyserował „Rewizora”, nagrodzonego na festiwalu komedii TALIA za wybitną kreację aktorską całego zespołu, Krzysztof Materna – dyrektor artystyczny – przygotował wieloobsadowe widowisko muzyczne „Bagatela śpiewa”, cieszące się od premiery ogromnym powodzeniem, a Marek Gierszał rozkoszną wycieczkę po C.K. Krakowie teatralnym wehikułem czasu w spektaklu „Pensjonat Pana Bielańskiego”. Pomimo wielce niesprzyjających okoliczności drugi lockdown był dla twórców okresem wytężonej i owocnej pracy.
Większość teatrów w trakcie zamknięcia bardzo intensywnie i z sukcesem dbała o podtrzymanie relacji ze swoimi widzami, ale życzę nam wszystkim: żadnych lockdownów więcej! ♦
Zobacz stronę.
Więcej informacji na temat znajdziecie Państwo na stronie firmy CONSULTRONIX S.A.
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.