Alhambra i marrani

Autor: Zbigniew Mazgaj

Kategoria: Kultura i nauka Artykuł opublikowano w CX News nr 4/58/2016

Wielce Szanowni Państwo! 

14 października Roku Pańskiego 1469, czyli dokładnie szesnaście lat, cztery miesiące, trzy tygodnie i cztery 4 dni po upadku Konstantynopola, w słonecznym Valladolid odbył się ślub. I to jaki! Dziedziczka tronu Kastylii i Leōn Izabela poślubiła następcę tronu Aragonii Ferdynanda. Kiedy pięć lat później wstąpiła na tron, objęła kraj w opłakanym stanie. 

Ale po kolei. Półwysep Iberyjski od niepamiętnych czasów zamieszkiwali Baskowie, obecni tu przed indoeuropejczykami. Potem napłynęły plemiona celtyckie zwane Iberami, a w czasach historycznych południe półwyspu podbiła Kartagina. To stąd Hannibal wyruszył na Rzym, po jego klęsce zaś Iberia stała się prowincją Imperium Romanum i, w konsekwencji, miejscem osiedlenia Żydów – zwłaszcza po upadku powstań z I i II w. n.e. Kiedy zaś Rzym zaczął się chylić ku upadkowi, półwysep (poza krajem Basków) zajęli Wizygoci i utworzyli własne chrześcijańskie królestwo. A w roku 711 pojawił się niejaki Tarik ibn Zijad i na czele zagonów pod sztandarami Allaha rozgromił Wizygotów w jednej bitwie. Na jego cześć nazwano Gibraltar (arab. Dżabal Tarik – Góra Tarika) gdzie wylądowały jego wojska, zaś w Iberii nastał emirat Al-Andalus, który po kilku latach objął niemal cały półwysep. Jedynie na północy ostali się Baskowie w Pirenejach i Asturia, gdzie w Górach Kantabryjskich schroniły się niedobitki wizygockiej armii. W roku 722 pod wodzą króla Pelayo pobiły one wszak Maurów w bitwie pod Covadongą. Tak rozpoczęła się rekonkwista. 

Pod władzą Umajjdów Al-Andalus był tolerancyjny, nie-muzułmanie musieli jedynie płacić spec-podatek. Zaowocowało to istną falą nawróceń na islam, a takich konwertytów zwano moryskami. Co ciekawe, to samo określenie odnosiło się do muzułmanów, którzy przeszli na chrześcijaństwo. Ochrzczonych Żydów nazywano natomiast marranami. Wydawało się, że po wygaśnięciu dynastii Umajjadów (1031) i rozpadzie kalifatu na wiele skłóconych i walczących ze sobą państewek rekonkwista nabierze tempa, ale na odbitych ziemiach również powstawało wiele skłóconych i walczących ze sobą państewek… Toteż, kiedy po niemal 750 latach od Cavandongi Izabela wstępowała na tron, na półwyspie nadal istniało ostatnie dominium islamu – emirat Grenady. 

Zresztą w królestwie Izabeli działo się kiepsko. Nie dość, że półwysep był istną mozaiką narodowości i wyznań (chrześcijanie, muzułmanie, Żydzi oraz konwertyci wszelkiej maści), nad którą trudno było panować, to jeszcze możnowładcy toczyli między sobą regularną wojnę domową, poddani zaś gustowali w pogromach mniejszości religijnych i „przechrztów” (głównie Żydów) czasem odbierając im życie, a zawsze mienie. Bardzo to zniesmaczyło władczynię, bowiem koronie nie skapnęła ani peseta, a królowa miała przecież nieporównanie większe wydatki niż jakieś łyczki. By skończyć z samowolką odkurzyła zapomnianą średniowieczną instytucję i w roku 1480 reaktywowała Inkwizycję, a na jej czele wkrótce stanął jej osobisty spowiednik dominikanin, niesławnej pamięci, Tomas de Torquemada. Uwagę możnych skierowała zaś na rekonkwistę Grenady, która po niemal dwunastu latach wojny skapitulowała 2 stycznia 1492 na warunkach honorowych: Maurowie zachowali życie, mienie, ziemię, swobodę wyznania, język, własne szkoły… Istna eksplozja tolerancji! Do czasu. Już 31 marca Ich Katolickie Mości (tytuł przyznał im papież za dokończenie rekonkwisty) wydały Edykt z Alhambry nakazujący Żydom przejście na chrześcijaństwo, lub opuszczenie królestwa do 31 lipca 1492 pod rygorem kary śmierci. To było preludium do dalszych prześladowań. Stał za tym osobiście de Torquemada, bowiem jego jurysdykcja nie rozciągała się na innowierców. Moryskowie czy marrani stanowili zaś cel idealny. Sam fakt stygmatyzowania przez nazwę świadczył o traktowaniu ich z pogardą. Zarzucano im nieszczere nawrócenie, praktykowanie dawnej religii, obrazę jedynie słusznej wiary... De Torquemada wiedział o tym najlepiej, przecież pochodził z rodziny marranów. Toteż najobfitsze żniwo inkwizycja zebrała wśród konwertytów właśnie, a wyrok zawsze oznaczał przepadek mienia na rzecz Kościoła i Korony. Wkrótce, łamiąc warunki traktatu, odebrano Maurom prawo do własnych szkół i zapłonęły stosy z islamskimi księgami, rzekomo szerzącymi zgorszenie i herezje. W czasie, kiedy Europa zachłysnęła się dziełami starożytnych, z których wiele przetrwało jedynie w arabskim przekładzie dzięki islamskim uczonym, Ich Katolickie Mości odrzuciły tysiące lat rozwoju i pchały kraj w odmęty ignorancji i nietolerancji. 

Dlaczego o tym piszę? Sprowokowały mnie dwa niedawne wydarzenia z rodzimego podwórka: Primo: Sejm Najjaśniejszej uchwalił powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej, głosami PiS odrzucając poprawki dotyczące podporządkowania ich Zwierzchnikowi Sił Zbrojnych, apolityczności formacji i zakazu jej używania przeciwko obywatelom Polski. Secundo: niejaka Beata Mateusiak-Pielucha, posłanka na Sejm z ramienia PiS, raczyła oświadczyć, co następuje: „Powinniśmy wymagać od ateistów, prawosławnych czy muzułmanów oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne. Niespełnianie tych wymogów powinno być jednoznacznym powodem do deportacji.” Deportacji! Ostatni raz deportacji z polskich ziem dokonywali hitlerowcy i bolszewicy. Można by pomyśleć, że P.T. posłanka powiedziała zanim pomyślała, ale PiS nie odcięło się od jej słów jawnie gwałcących Konstytucję, brak też jakiejkolwiek reakcji ze strony Kościoła… 

Tak, tak Moiściewy! Biorąc pod uwagę, że władza od dawna stygmatyzuje społeczeństwo dzieląc nas na „prawdziwych patriotów” i „obywateli gorszego sortu” podejrzewam, że tym razem deportacji mają dopilnować hunwejbini PiS-u z Obrony Terytorialnej. Mimo wszystko, życzę Państwu Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.  ZM



Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:

Odra - temat tabu?

FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…

Człowiek renesansu, dżentelmen polskiej okulistyki. Wspomnienie prof. Józefa Kałużnego

Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach. 

Mam krew w głowie. Cykl felietonów

Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry. 

Nasz brat kryzys… Cykl felietonów

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”. 

Wielce Szanowni Państwo!

W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.