Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Influencerka

Autor:
Krzysztof Smolarski

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie taka oto informacja: „nasza 15-letnia córka całkiem nieźle się urządziła, jest influencerką, ma 160 tys. followersów i od samych tylko firm kosmetycznych co tydzień dostaje parotysięczne prezenty, byle by tylko tą, a nie inną szminką przed kamerką usmarowała sobie usta”. Zacząłem drążyć temat i okazało się, że aby dziś stać się autorytetem dla 160 tysięcy nastolatków, należy najpierw przez parę lat coś trenować, na przykład taniec albo pływanie, a gdy już się znudzi, zacząć gwałtownie odrabiać zaległości imprezowe, by wreszcie z pomocą rodziców przestać ćpać i skończyć szkołę podstawową – podziwu godny sukces!!! Jeszcze nie tak dawno autorytetem dla dzieci szkolnych był znany sportowiec, gwiazda ekranu, czy choćby nauczyciel, słowem osoba, która na ten autorytet jakoś zapracowała. W dobie Internetu wyrocznią może zostać byle głupek, wystarczy, że spektakularnie (najlepiej publicznie) zademonstruje swoją niewiedzę. Można by to skwitować – trudno, takie czasy, ale wydaje się, że problem jest znacznie poważniejszy.

Żyjemy w dobie Internetu oraz (jeszcze) wolności słowa. Dzisiaj problemem nie jest dotarcie do informacji, a raczej prawidłowa weryfikacja milionów wiadomości pojawiających się w sieci i nieznajomość mechanizmów jej działania. Spróbujcie Państwo sami: poszukajcie „dowodów” na płaskość Ziemi. W następnych dniach zostaniecie zalani podobnymi informacjami. W końcu tym, którym na tym zależy, wystarczy „faktów”, by dołączyć do zacnego grona płaskoziemców, których tylko w USA jest już 12,6%.

Podobnie ma się rzecz z antyszczepionkowcami – nie przeszkadza im, że ich guru Andrew Wakefield przedstawiał sfałszowane dane, że z punktu widzenia nauki był zwykłym oszustem, że udowodniono mu, iż był opłacany przez konkurencję, by dyskredytować szczepionki MMR. W swojej ignorancji są skłonni uwierzyć w każdą bzdurę, łącznie ze wszczepianiem razem ze szczepionką chipów i rozpylaniem przez samoloty w smugach kondensacyjnych substancji antykoncepcyjnych. Ostatnio próbowałem dyskutować – oczywiście bezskutecznie – ze skądinąd sympatyczną znajomą na temat szczepień. Po wyczerpaniu wszystkich argumentów zapytałem: dobra, to teraz powiedz, kto mógłby Cię przekonać? Odpowiedź była zachęcająca do dalszej rozmowy – KTOŚ BARDZO MĄDRY! – Ok, zatem ja odpadam, ale czy mógłby to być na przykład genetyk z tytułem profesorskim? – NIE, bo na pewno będzie przekupiony!

Ręce opadają! Znakomicie do tego pasuje popularny mem: dziewczynkę przed punktem szczepień zaczepia miło wyglądający pan i pyta, czy nie zechciałaby podyskutować o szkodliwości szczepień. – Chętnie – mówi dziewczę – ale najpierw chciałabym pana, o coś spytać. – Oczywiście, słucham cię. – Jak powszechnie wiadomo koń, krowa i baran żywią się trawą, proszę mi wytłumaczyć, czemu jedząc to samo krowa robi placki, baran bobki, a koń takie tam? – Wie pan, o czym mówię? – Jasne, wiem o co chodzi, ale szczerze, nie mam pojęcia, czemu tak się dzieje. Na to dziewczynka: skoro na temat zwykłego g*** nic pan nie potrafi powiedzieć, to jakie są pana kompetencje, by rozmawiać o mikrobiologii, genetyce czy materiałach biomedycznych? Dziś przed kamerką internetową może zasiąść każdy, podpisać się dowolnym tytułem naukowym z dowolnej uczelni i opowiadać dowolne banialuki o szczepionkach, o wypadkach lotniczych, brzozie, parówkach, płaskiej ziemi, o szkodliwości: masła / margaryny / bananów / chleba / cukru białego lub trzcinowego / narodzin / śmierci / oddychania / pracy / nauki (wybór należy do Państwa) i zawsze znajdą się chętni, by w dowolną bzdurę uwierzyć.

I tu wracamy do naszej 15-letniej gwiazdy. Jeżeli na takich autorytetach będzie się opierała edukacja naszej młodzieży, aż strach pomyśleć, jakie mogą być tego efekty. Pół biedy, jeśli ten czy ta influencerka przekazuje treści po prostu głupie. Niebezpiecznie robi się, gdy są to treści w nawet zawoalowany sposób nakłaniające do dyskryminacji, wykluczenia czy przemocy – a jest tego mnóstwo. Celowo ich nie wymienię, by nie nabijać im followersów, ale przecież doskonale pamiętamy Breivika. Łatwo też sobie wyobrazić, że znajdzie się jakaś grupa polityczna, która kupi za parę kosmetyków takich guru do przekazywania złych treści – najczęściej bez ich wiedzy. Tanio, szybko i skutecznie.

P.S. Oczywiście proszę nie odbierać tego tekstu jako atak na Internet czy media społecznościowe, bez których istnienia trudno by było sobie wyobrazić świat. To tylko taka drobna refleksja na temat wiążących się z nimi zagrożeń. ♦

Autorzy
Krzysztof Smolarski

Consultronix