„Obraz w pigułce" jest to projekt artystyczno-charytatywny, którego celem jest tworzenie obrazów dla szpitali dziecięcych. Nie jest to jednak klasyczna „produkcja” obrazów, natomiast proces ich powstawania jest bardzo interesujący.
Choć inicjatywa zrodziła się w krakowskim Szpitalu św. Ludwika to zawędrowała już m.in. do Gdańska czy Warszawy. Przede wszystkim najważniejsza jest inspiracja. Aby powstał obraz potrzebna jest wena, wizja, projekt. Ten etap powstawania naszych obrazów oddaliśmy małym pacjentom, ponieważ ich dziecięca fantazja pełna jest nietypowych rozwiązań. Zaczynamy od warsztatów w szpitalu, na których dzieci tworzą prace na zadany temat (np. ogród, podwodny świat, kosmos). Pomimo tego, że efektem docelowym ma być obraz malowany farbami na płótnie, dzieci na warsztatach tworzą przestrzenne obiekty/moduły z plasteliny! Obiekty powstają na specjalnie przygotowanych, kwadratowych tekturkach o wymiarach 20x20 cm, dlaczego? O tym później.
Istotną funkcję w projekcie pełnią wolontariusze, którzy na tym etapie opiekując się dziećmi, pomagają im zrealizować plastelinowe wizje. Pomagać może każdy. Oprócz studentów uczelni artystycznych oraz pracowników sponsora danej edycji, możemy liczyć na stałych wolontariuszy, którzy zawsze wspierają nasz projekt swoja obecnością.

Kolejnym krokiem jest malowanie obrazu. W pracowni malarskiej na Akademii Sztuk Pięknych, wolontariusze pod okiem inicjatora akcji, malarza dr. hab. Marcina Kowalika, spotykają się, aby przenieść dziecięce, plastelinowe rzeźby na płótno. Szczególnie ważną rolę, mając na uwadze wkład twórczy, pełnią pracownicy firmy sponsorującej projekt. Wielokrotnie są to amatorzy, którzy nigdy nie mieli pędzla w ręku lub osoby, które w głębi duszy zawsze były artystami, lecz dotychczas nie miały okazji uzewnętrznić swojej pasji. Wnoszą one do obrazu świeże spojrzenie i ciekawe rozwiązania plastyczne. Każdy z nich „wmalowuje” jeden z modułów przygotowanych przez dzieci na specjalnie rozrysowaną na płótnie siatkę perspektywiczną. Kwadratowa tekturka z przestrzenną pracą zmienia się w perspektywie w płaski, acz iluzyjny fragment obrazu. Wolontariusze malują do czasu, aż całe płótno zostanie zapełnione. Wszystkie prace małych pacjentów zostają rozmieszczone na obrazie. Oprócz tajników perspektywy, malarze dowiadują się jak poprowadzić światło w obrazie oraz w jaki sposób posługiwać się kolorem. Na koniec malowania wkracza profesjonalista, dr hab. Marcin Kowalik, scalając cały obraz. Podczas swojej pracy stara się nie zgubić szczegółów stworzonych przez dzieci, jak i inwencji twórczej wolontariuszy-malarzy, amatorów.
Gotowe dzieło wraca do szpitala, gdzie na uroczystym wernisażu zostaje odsłonięte i przekazane szpitalowi i dzieciom. Dziełom zawsze towarzyszy plansza przedstawiająca dokumentację procesu powstawania danego obrazu. Dzięki naszej działalności dzieci mogą oderwać się od smutnej rzeczywistości choroby i zająć się tworzeniem rzeczy ważnej. Nie musimy na siłę pocieszać dzieci i mówić im, że wszystko będzie dobrze. Misja zaprojektowania prawdziwego obrazu, który zobaczą tysiące osób jest silniejsza niż ból oraz smutek związany z chorobą. Wolontariusze odkrywają w jak prosty, przyjemny i ciekawy sposób mogą integrować się społecznie, czy też jak w niebanalny sposób otwierać się na innych.
Na wiosnę rozpoczynamy nowy sezon, zaczynając od Szpitala Dziecięcego w Krakowskim Prokocimiu. Czekamy na zgłoszenia sponsorów gotowych poświęcić środki, jak i odrobinę czasu na stworzenie wielkoformatowego dzieła, które zawiśnie w holu jednego z oddziałów.
Drukuj artykuł Udostępnij:
Udostępnij
Ostatnio opublikowane artykuły w kategorii Kultura i nauka:
FUNDACJA WHY NOT to grupa osób, która od listopada 2020 roku chce w sposób zorganizowany nieść POMOC, nieograniczoną szablonami, układami, granicami, przyzwyczajeniami. Rok 2020 był zaskakujący, zmieniający świat i społeczeństwa. Wirus SARS-CoV-2 szalał z niespotykaną siłą, dewastując życie na całym świecie. Rok 2022 to rozpoczęcie militarnej napaści na Ukrainę wywołującej ogólnoświatowy kryzys energetyczny. Nie zapominamy o ciągłym niszczeniu środowiska naturalnego przez rozwijający się przemysł. Chcemy POMAGAĆ! Wiemy, że tej pomocy będzie potrzebował niejeden z nas, a także środowisko naturalne. Dlatego w tym artykule chciałbym się skupić na naszych projektach środowiskowych. To, że ochrona środowiska naturalnego w Polsce jest tematem ze wszech miar trudnym, wie każdy z nas. Odczuwamy to na „własnej skórze”. Moim zdaniem, powodów takiego stanu jest mnóstwo: brak pomysłu na czystą Polskę, brak realnych programów ochrony środowiska naturalnego, rabunkowa gospodarka wydobywcza, słabo kontrolowany rozwój przemysłu, brutalna wycinka drzew (nawet w parkach narodowych), populizm, brak środków finansowych na ochronę środowiska (ale, czy na pewno?). Można by tak wymieniać bez końca…
Krzysztof Smolarski: Profesor Tadeusz Krwawicz ma swoją ulicę w Lublinie, a ostatnio skwerem uhonorowano, jako chyba drugiego w historii, polskiego okulistę prof. Józefa Kałużnego. To znaczy, że Ojciec był w Bydgoszczy ważną osobą i to nie tylko przez wzgląd na okulistykę.
Bartłomiej Kałużny: To prawda. Myślę, że duże znaczenie miało też to, że był mocno zaangażowany w rozwój Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera (wtedy Akademii Medycznej) w Bydgoszczy. W uczelni pełnił funkcje prodziekana, później dziekana, aż w końcu przez dwie kadencje był rektorem. Z pewnością z punktu widzenia miasta była to bardzo ważna część działalności. Druga rzecz, to fakt, że Ojciec był niewątpliwie osobą towarzyską i lubianą. Nadal wielu Jego dawnych kolegów i przyjaciół pełni różne funkcje w mieście i działa na bydgoskich uczelniach.
Mam krew w głowie. Tak o tym mówię. Na co moja terapeutka: „Co pan opowiada – wszyscy mają krew w głowie. Proszę mówić, mam krwiaka. To robi wrażenie.” Tak. Po wylewie – mój był krwotoczny – mam krew w głowie. To znaczy mam krwiaka. Byłem już dwa razy na tomografii i on tam dalej jest. Na razie się nie zmniejsza. Nie mogę latać samolotem, jeździć na nartach, ani chodzić po górach. Czyli z przyjemności została mi jazda samochodem (całe szczęście!). Jak napisałem powyżej mam terapeutkę, jeszcze mam logopedkę i chodzę czasami do psychiatry. Czyli zamiast latania samolotem mam terapeutkę, zamiast jazdy na nartach mam logopedkę, a zamiast chodzenia po górach mam wizyty u psychiatry.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.
W czasach PRL-u, czyli wieki temu, był taki szkolny żart, od którego mój nauczyciel historii lubił zaczynać odpytywanie: w Egipcie było dwóch braci, jeden Ramzes, drugi Kryzys. Ramzes umarł, Kryzys żyje – kończył, a ironiczny (choć i dobrotliwy) uśmiech zapowiadał, że to jednak nie koniec. Klasa w ryk, ale śmiech urywał się, kiedy jakiś nieszczęśnik usłyszał swoje nazwisko i musiał się gimnastykować. A jak łatwo się domyślić ten prawdziwy, peerelowski kryzys nie robił sobie nic ani z naszych śmiechów, ani z męki przepytywanych. W tamtych czasach kryzys wydawał się zjawiskiem (niczym Lenin) „wiecznie żywym”.