Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Rok w klatce

Autor:
Kazimierz Sowa, ks.

Przyzwyczailiśmy się do tego nowego świata. Wszystko (albo prawie wszystko) zdalnie i na odległość. Z pokoju, kuchni, a jak trzeba to i z łazienki. W pidżamie, kapciach lub T-shircie. Za to o każdej porze dnia, a czasem i nocy. Tak wygląda nowe życie w nowych, pandemicznych czasach. Nawet tak tradycyjne i konserwatywne instytucje jak Kościół, czy dziedziny życia jak sztuka, nie mówiąc już o nauce, przeniosły się z konieczności do świata on-line. No i co? Podoba wam się ta nowa klatka w jakiej nas zamknięto? Po roku coraz częściej słychać, że mamy już tego dość. Człowiek, będąc ze swej natury istotą społeczną (a co tam, napiszmy wprost: stadną!), potrzebuje żywego i bezpośredniego kontaktu z innymi. Tak wiem, wcześniej wielokrotnie narzekaliśmy, że tych spotkań i nasiadówek za dużo, że czasem są tylko po to, żeby się odbyły i został ślad w kalendarzu. A z drugiej strony przecież po każdym z nich był czas na pogadanie „na offie”, wypicie kawy z kolegami, pożartowanie, czy ustalenie jak najbardziej poważnych planów na przyszłość. I tego właśnie od ponad roku najbardziej nam (a przynajmniej mnie) brakuje! Człowiek w klatce zaczyna się zwyczajnie dusić. I nie chodzi tu o przysłowiowy brak tlenu, raczej o stłamszenie w sobie wszystkiego, co do tej pory mnie określało w relacjach z innymi.

Tak, pandemia dając nam możliwości uczestniczenia w tysiącu wirtualnych spotkań, a także konsultacjach naszych pomysłów i spraw on-line z ludźmi dosłownie na całym świecie, pozbawiła nas okazji do relacji bezpośrednich, które często są kluczowe nie tylko w sensie poznawczym, ale nawet biznesowym, a czasem i duchowym. Ten ostatni wymiar uświadomiła mi pewna starsza pani, która zawitała niedawno po mszy do zakrystii. – Przyszłam się przywitać na nowo! – oznajmiła, a potem wypaliła z grubej rury: – Nie wiem, czy będziecie mówili tak piękne kazania jak ten jeden ksiądz z Internetu. Nie wiem też, czy organista będzie tak ładnie grał i śpiewał jak dominikańska schola. Wiem natomiast, że słuchając was znowu z bliska zawsze będę mogła pokiwać lub pokręcić głową. No i żywy człowiek jest na wyciągnięcie ręki! Po czym majestatycznym gestem pokazała kartę z potwierdzonym przyjęciem antycovidowej szczepionki, dodając jednocześnie z przekąsem: – Nie wiem, co mi tam wszczepili, ale choćby tylko po to, żeby wyjść z domu, warto było! Przyznam, było w tym coś bardzo pouczającego: mądrzy ludzie wiedzą, jakie spustoszenie robi COVID, dlatego zwyczajnie się go boją i często gotowi są poddać się wszelkim obostrzeniom. Ale jednocześnie mają niezwykłą chęć powrotu do normalności – tego, co było kiedyś czymś zwyczajnym, do tych codziennych relacji. Zastanawiamy się czasem, czy życie po pandemii będzie inne, a właściwie, na ile się zmieni. Co wyniesiemy z czasów izolacji i ograniczeń? Czego się nauczyliśmy? Dziś jeszcze za wcześnie na udzielenie definitywnej odpowiedzi. Zresztą niech się tym zajmą socjolodzy, psycholodzy społeczni, może także duchowni a na pewno eksperci od relacji. Jedno jest pewne – po raz kolejny okazało się, że życie w klatce dla nikogo nie jest marzeniem! I to niezależnie, czy klatka jest złota, czy zamyka się w świecie on-line. ♦

Autorzy
Kazimierz Sowa, ks.