Dostęp do zawartości strony jest możliwy tylko dla profesjonalistów związanych z medycyną lub obrotem wyrobami medycznymi.

Samuraje i gender

Autor:
Zbigniew Mazgaj

Wielce Szanowni Państwo!

Ostatnio trwa dyskusja wokół społecznej roli płci. I, jak to u nas, dwie frakcje okopały się na rubieżach i ani myślą ustąpić choćby piędzi ziemi. Mamy obóz „fundamentalistów” twierdzących, że rola płci jest zdeterminowana li tylko biologicznie oraz „liberałów”, wedle których decyduje o niej wyłącznie wychowanie. Słowem: klincz.

Pomyślałem, że nie od rzeczy będzie rzucić okiem jak te sprawy układały się w społeczeństwie powszechnie uznawanym za całkowicie zdominowane przez mężczyzn: w feudalnej Japonii. Rządziła tam niepodzielnie klasa samurajów stanowiąca pokaźny odsetek społeczeństwa (około 20%, zupełnie jak szlachta w Rzeczypospolitej Obojga Narodów). Zajmę się zatem wyłącznie nią, zaczynając ab ovo2 – czyli od dzieci. Do siódmego roku życia przeżywały one swoje dolce far niente3, potem laba się kończyła i nieubłaganie wkraczały w „obowiązek szkolny”. Cóż on obejmował? Przede wszystkim naukę czytania i pisania oraz języka chińskiego, na Dalekim Wschodzie absolutnie niezbędnego dyplomatom oraz ludziom kulturalnym i wykształconym. Ponadto dzieciaki uczyły się rachunków, literatury, poezji, historii, filozofii, rysunku, muzyki, tańca oraz sztuki konwersacji. Słowem wszystkiego, co samuraj winien przyswoić, by nie wyjść na kmiota i gbura. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie pewien drobiazg: ów obowiązek dotyczył wszystkich dzieci zarówno chłopców, jak i dziewcząt! Tak! Kobiety z klasy samurajów były równie dobrze wykształcone jak mężczyźni! I to w czasach kiedy reszta świata nurzała się w ignorancji, nieuctwie i analfabetyzmie. Ot, taki diuk de Richelieu miał oświadczyć, że: nie nauczono go ortografii bo za sto liwrów rocznie zawsze może wynająć znającego ją pokojowca – jak to opisał Alexandre Dumas w jednej ze swych powieści… Ponadto samuraje żyli zorganizowani w klany powierzające wykształcenie dzieci, nawet swych niezamożnych członków, możliwie najlepszym nauczycielom. To była po prostu inwestycja w przyszłość. Wszystko to sprawiło, że Japończycy przez setki lat byli najlepiej wykształconym społeczeństwem na świecie! Rzecz jasna były też różnice w wychowaniu. Chłopców wprowadzano w arkana wojennego rzemiosła (co zwykle zajmowało 10 lat, do osiągnięcia pełnoletności), zaś dziewczęta w tajniki prowadzenia domu.

Jednakże Japonia od VIII do XVII wieku znajdowała się w stanie permanentnej wojny domowej i po całym kraju włóczyły się bandy rozbójników rekrutujących się z dezerterów i niedobitków. Kiedy zaś mężczyźni wyruszali na wojnę u boku swych daimyō4, obowiązek obrony domostw spadał na kobiety. Zatem je również uczono posługiwania się bronią. Najczęściej była to naginata, rodzaj lekkiej włóczni zwieńczonej ostrzem przypominającym krótki miecz samurajski. Długość drzewca pozwalała skompensować różnicę wzrostu i siły fizycznej przeciwnika, a sztukę posługiwania się nią zwano naginata-dō. Zaś fakt, że w języku japońskim istnieje specjalna nazwa żeńskiej odmiany tej broni (ko-naginata), świadczy o powszechności procederu.

Niektóre z kobiet, obdarzone wrodzonym talentem do sztuk walki, brały nawet udział w wyprawach wojennych. I to czynny! Walczyły ramię w ramię z mężczyznami i bywało, że okrywały się nieśmiertelną sławą. Pamiętacie założyciela pierwszego szogunatu pana Minamoto no Yoritomo o którym onegdaj pisałem? Tego samego, któremu klan Taira wyrżnął był wszystkich krewnych poza kuzynem? Ów kuzyn, o imieniu Yoshinaka, miał mleczną siostrę niejaką Tamoe Gozen. Była ona tak biegła w bujutsu5, że kunsztem przewyższała większość mężczyzn i miała „na rozkładzie” wielu słynnych samurajów. Brała udział w wojnach, a dzięki odwadze i nieustępliwości na polu walki zdobyła tak wielki autorytet, że Yoshinaka mianował ją generałem. I tak w XII wiecznej Japonii kobieta prowadziła samurajów do walki! Obdarowano ją najzaszczytniejszym w świecie samurajów tytułem: onna-bugeisha (kobieta-mistrzyni sztuk walki). A takich kobiet było więcej, choćby żyjąca u kresu epoki samurajów Nakano Takeko. Podczas wojny o Aizu (1868) poprowadziła do walki oddział kobiet, który przeszedł do historii pod nazwą Jōshitai6. Powiadają, że zanim zginęła od karabinowej kuli, usiekła 172 bushi7. Zapewne głównie chłopów wcielonych siłą do cesarskiej armii, ale…

Tak, tak Moiściewy! Oczekiwano od kobiet, że będą bronić domostw i dzieci pod nieobecność mężów. To wydaje się zrozumiałe. Nikt wszak nie wymagał od nich uczestniczenia w wojnach, zwłaszcza na pierwszej linii. Ani płeć, ani wychowanie nie miały tu nic do rzeczy. One po prostu robiły to, co chciały. Może więc wystarczy pozwolić ludziom robić to, co lubią i potrafią najlepiej? Tak po prostu: bez zadęcia, pseudonaukowych dywagacji i dorabiania na siłę ideologii. A, że jacyś genderowi guru, politycy ,czy aktywiści mogą poczuć się niepotrzebni, mało mnie obchodzi.

Życzę Państwu i sobie życia w świecie kierującym się zdrowym rozsądkiem.

Autorzy
Zbigniew Mazgaj

Consultronix